Windy Ranch & Rancho Dobra Nadzieja & Yahoo Ranch :)))
Za nami pracowity lipiec, trzy wyjazdy w różne zakątki Polski, zaowocowały wspaniałymi przeżyciami, nowymi doświadczeniami i ciekawymi jednostkami. Bardzo cenię sobie każdy wyjazd, bo pobudza mnie do działania i uczy czegoś wartościowego. Robię to co kocham i przy okazji, na ile moje możliwości pozwalają, pomagam koniom i ludziom dojść do lepszego porozumienia-bezcenne.
Po kilkudniowej przerwie, gdy Marta opuściła nasze rancho, wyruszyłyśmy w najdalszą trasę na ten miesiąc, czyli nad morze. Połączenie tego wspaniałego miejsca, które ostatnio mogłam podziwiać kilka lat temu, z końmi i zwartą ekipą to zdecydowanie najlepsze połączenie na aktywną i pełną optymizmu pracę. Dwa konie: arab i wielkopolak, które wymagały od nas zupełnie czegoś innego, na każdym kroku upominając się, że energię należy dostosować indywidualnie. Dwie bardzo, ale to bardzo zaangażowane osoby, wyłapujące najdrobniejsze ruchy i sygnały, które znaczą ogromną rolę przy pracy z koniemi. Przez 4 dni było nam dane rozwijać się i rozszerzać wiedzę, którą już mamy, pojmować niektóre kwestie na nowo i spoglądać na dane sprawy z innej perspektywy. Zuch, który z wyglądu odrobinę przypomna Pipi, okazał się również ODROBINĘ podobny do niej względem psychicznym, choć przyznam, że w niektórych momentach, głównie przy pracy na wolności, widziałam to samo zainteresowanie i chęć przyłączenia, co u Pipci. Mustang natomiast niechętnie wykorzystywał swoją energię i trzeba było ekstrawertycznej osoby, by zachęcić go do pracy, zarażając swoimi pokładami energii- czyli mnie he he. Zmiany jakie nastąpiły, głównie w Krzyśku można było zobaczyć również na jego koniu-mniej zaciśnięte ręce, więcej otwartości i cierpliwości. Mam nadzieję, że uda nam się znów spotkać i tym razem wziąć bardziej w obroty Zucha i Kasię!
Dwa dni dla złapania oddechu, odwiedzenia naszych koni i prosto w strony Kalisza. Tam czekały na nas Marta z Majką i Michalina z Oranżerią. Miałyśmy dokładnie 1,5 dnia, ale zdołałyśmy dużo zdziałać. Młoda okazała się super koniem, któremu trzeba było pokazać drogę, w której nie ma ucieczki, a jest wspólna praca oparta na wzajemnych wsłuchiwaniu się w siebie i odpowiedziach, na wspólnych kompromisach. Zaistniałe niewinne problemy przy podstawowych ćwiczeniach, jakie Marta przeprowadzała z Ori, były skutkiem niezrozumienia i odpuszczenia , jednak udało nam się dotrzeć do celu. Michalina zaczęła pilnować swojej strefy, do której młoda ciągle małymi kroczkami wchodziła. Należy to mieć na uwadze- zaistniała raz sytuacja, że ruda zareagowała agresywnie, gdy jej właścicielka nagle zaczęła wycofywać ją ze swojej strefy. Później już tylko lepiej, podobnie z siodłem. Pierwszy raz siadłam na nią na halterku, z informacją, że Ori wywozi na wędzidle. Owszem, były próby z jej strony, ale nie skupiałam się na tym. Chciałam się z nią dogadać i pokazać, że jazda może być przyjemna, że jeśli ona choć odrobinkę się zaangażuje i przestanie ciągnąć do koni za ogrodzeniem, dostanie luz i będzie głaskana. Szybko udało ją się przekonać i naprawdę przyjemnie się jeździło. Ugięcia ma dopracowane do perfekcji, a zatrzymania i skręty za każdym razem szły coraz sprawniej i sprawniej. Michalina musiała zadbać o to samo, gdyż pod nią wszystko zaczęło się od nowa i tu sprawdza się teoria, którą ktoś kiedyś starał się podważyć, że -koń przy każdym człowieku zachowuje się inaczej. Przekłada się to na pracę ,z jednym pracuje super, a z drugim będzie szło ciężko, ale to wszystko zależy tylko i wyłącznie od nas. Na ostatniej sesji przyjemnie było na nie patrzeć, zdawało się, że obie już zapomniały o ciągłym wywożeniu, a skupiły się na rozmowie.Majka natomiast okazała się słodkim i leniwym kucyczkiem, który skradł moje serce! Razem z Martą dużo wypracowały i cóż tu dużo pisać, fantastycznie było je widzieć RAZEM na żywo :) Kłopot z ugięciami i przejściami okazał się chyba wymysłem Marty, albo inaczej ujmując, okazał się kłopotem Marty, bo Majka ustępowała dosyć miękko i wszystko działało. Urocze istotki, które teraz są przykładem na rancho.
Prosto z Rancho Dobra Nadzieja do Yahoo Ranch! Z tak liczną grupą ludzi i koni nie miałyśmy jeszcze okazji pracować, to było fascynujące przeżycie. Różne poziomy odrobinę utrudniały nam zadanie, ale ostatecznie wyszłyśmy na plus- można było przypomnieć sobie podstawy podstaw, a także zagłębić się dalej i rozszerzyć ćwiczenia zależnie od konia i osoby. Ciekawie było obserwować jednostki, które pierwszy raz pracowały metodami NH, jak porównywały i dopytywały o szczegóły, oraz patrzeć na osoby, które już w tym siedzą , podpatrywać ich odpowiedzi względem koni i jednocześnie wymieniać się spostrzeżeniami. To były naprawdę pracowite dni! Ola ze swoimi trzeba panienkami, które tak różnorodnie ją sprawdzają i uczą na inny sposób, sprawiała wrażenie po prostu szczęśliwej. Wypracowała przez te dni swobodę ruchów i odpuszczanie-ciągła energia, która jej nie opuszczała, nawet gdy koń wykonał dane zadanie ,znieczulała konie i nie dawała szans na dokończenie zadania samodzielnie. Żądna nowej wiedzy, otwarta i zawzięta świetnie radziła sobie z koniem, który już przed przyjazdem miał opinię najtrudniejszego, pasowali mi do siebie pod względem psychicznym-są mocni i pewni, dlatego też na początku były zgrzyty, za to pod koniec szło dużo lżej :) Ze swoimi trzema kobyłkami wypracowała fajne podstawy, które ułatwiły nam tłumaczenie zasad i pokazywanie ćwiczeń. Ogrom wiedzy wyniesiony z tych spotkań- dzięki Portosowi, którego dostałam już na samiutkim początku, kiedy wpychał się bardzo niekulturalnie łopatką na człowieka, po raz kolejny zdałam sobie sprawę, że przy tych zwierzęta schemat się nie sprawdza, do każdego trzeba podejść indywidualnie i dopasować wedle sytuacji każdy ruch. Zakończyliśmy naszkicowaniem wszystkim jak powinna wyglądać praca na dwóch lonżach, do czego przy tym dążymy i jakie sygnały dajemy, by mieć efekty. Super wyprawa!
Dziękujemy Marcie, za pomoc podczas tych 3 dni, gdzie często była rzucana na głęboką wodę, by wytłumaczyć, tudzież pokazać ćwiczenie i ewentualnie poprawić to, co zauważyła. Myślę, że sama dużo z tego wyniosła i usystematyzowała wiedzę, która wpadła na początku lipca u nas na ranchu :)
Miło wspominam każdy dzień, każdą osobę, każdego konia.. dziękuje wszystkim za możliwość bycia u Was i za zdobyte wspaniałe doświadczenie. Pozdrawiam każdego z osobna!