Pipi i ja -łebek do środka ;)
Zdjęcie z ostatniego dnia pracy, tuż przed wyjazdem w teren.
Między Kasią (właścicielką arabki), a Pipi pojawiły się pewne komplikacje. 600 km blokowało mnie, by zajrzeć do nich, jak tylko siwa zaczęła się robić niebezpieczna. Czas mijał, a problem narastał. Pipi zaczęła gryźć. Przyznam, że był to dla mnie szok, po ponad rocznej przeprawie z nią, byłam tego konia zupełnie pewna. Ale po wysyłanych filmikach dało się zauważyć, że problem tkwi w Kasi, a Pipi to mistrzowsko wykorzuystuje. Kładzenie uszu, na każdą prośbę dosyć szybko przerodziło się w straszenie,a następnie gryzienie. Koń mówi, a my nie słuchamy-tak to się zwykle zaczyna. Nie odpowiadał jej galop po kole, kłus, pójście na koło, cofanie, a już nawet samo prowadzenie po lini prostej. Kasia natomiast zamiast wymagać więcej, wymagała mniej i odpuszczała -nie ten koń, na tą decyzję. Zrobiło mi się ich naprawdę żal, gdyż obie zyskały moją sympatię i chciałam, by wiodły szczęśliwe życie, a ich praca była przyjemna dla obu stron, a nie odwrotnie.
Jak pamiętam Pipkę u mnie, sprawdzała mnie wiele razy, ale to właśnie ona nauczyła mnie konsekwencji i pewności w pewnych sytuacjach, nauczyła mnie równoważyć swoje gesty i decydować kiedy należy wzmocnić wymaganie, a kiedy je zmniejszyć. Jest też świetną nauczycielką delikatności, ale tego akurat naszej Kasi nie brakowało-to ją tylko troszkę zgubiło.
Po obserwacji ich wspólnej pracy, zauważyłam już strach u właścicielki-strach nas gubi i z nim nie jesteśmy w stanie zrobić nic przy koniu, który nas straszy. Koło się zamyka, koń rządzi, a my się podporządkowujemy-on nas przesuwa, cofa, wygania ze swojej strefy.
Wzięłam Pipkę i przedstawiłam jej z jakiem zamiarem się tutaj znalazłam-chcę wam pomóc. Sprawdziła mnie jeden, jedyny raz, gdy stałam na równi z nią. Skuliła się i ruszyła na mnie, ale ja zrobiłam dokładnie to samo, tylko jeszcze szybciej i pewniej. Uszy momentalnie postawione były na mnie. Z minuty, na minutę, z godziny na godzinę była coraz bardziej skupiona. A z dnia na dzień coraz mniej się kuliła i coraz mniej próbowała gryźć. W ostatni dzień, bardzo rozbawiła mnie Kasia ''Ty! Ja już nawet zapomniałam, że ona gryzła!''. Zapomniała, bo wiedziała więcej, lepiej odpowiadała na jej reakcje i pilnowała swojej przestrzeni -czuła się bezpiecznie. Nie podkreśliłam, że ten problem przeniósł się również na siodło-na delikatny sygnał łydki potrafiła odwrócić się i postraszyć w stronę nogi. Wystarczyło dać jej moceniejszą łydkę, skoro takie delikatne sygnały ją drażniły i zablokować halterkiem jej chęci gryzienia. I na pierwszej sesji faktycznie skupiłyśmy się nad tym, za to następne dni owocowały kolejnymi sukcesami-my z siwą przypominałyśmy sobie wszystko, co robiłyśmy, przed jej wyjazdem i uwierzcie-nie zapomniała niczego, niby to wiadome, ale po 9 miesiącach rozłąki... niesamowite uczucie ! za to Kasia sprawniej dysponowała liną i carrotem, a z siodła zrobiła tak ogromne postępy -głównie galop (pokonany strach przed upadkiem z galopu) i wyjazd w teren z dużą ilością galopu.
Ten wyjazd był o tyle wyjątkowy, że była tam Pipi. Myślę, że wszystkie wyniosłyśmy z niego dużo, wprowadzenie lekkich zmian, urozmaicenia i nastawienia do danej kwestii przyniosło super skutki. Najbardziej fascynujące i jednocześnie najbardziej dołujące było uczucie, gdy przypomniałam sobie, jak bardzo lubiłam współpracować z Pipi, ta jej lekkość i żwawość!
Pipi i Kasi mówię powodzenia i do zobaczenia.