I wzrokiem wodzę za tym, co wychodzi. Ja już nie wychodzę
I mówię, że chwilę to zajmie
Bo ślęczę nad tym esemesem jak by to był limeryk co najmniej
Ba, nikt nie podziękuje za trudy
A ja tu walczę ze słownikiem co mi "chuju" zamienia na "chudy"
Wszystkie trakty śledzę
I szukam druhów niedoli, czyli tych chorych na brak uprzedzeń
Rzadko kogoś uda się wyłowić;
Wśród obcych łatwiej. Swoi wszyscy zdrowi
I mówię jak mi rzeczowością wyrównują zagon
Jak ochoczo mi go betonują powagą
Jak mi go trzeźwym okiem mierzą, prozą sypią
Na szczęście sporo jeszcze rośnie tam na dziko
Więc ty słuchasz. Ty milczysz. Ty przestępujesz z nogi na nogę
No i co ty mi powiesz? Nic mi nie powiesz
Choćbym nawet zrobił przerwę na jakąkolwiek odpowiedź
Co ty mi wtedy powiesz? Nic mi nie powiesz
A może by cię na sposób wziąć i chytrze podejść?
Bez sensu, bo co ty mi powiesz? Nic mi nie powiesz
Tak bardzo chciałbym wiedzieć, czy ty to rozumiesz
Choćby w połowie. A co ty mi powiesz?
Nic mi nie powiesz