Nie chciałyśmy z dziewczynami się gonić w tym roku, więc zamiast szaleć pojechałyśmy w dłuższy teren w ramach Hubertusa. Chociaż nie można powiedzieć, że tam sobie nie poszalałyśmy ;) Ale stał się cud. Jechałam Myszą! Nie siedziałam na niej ho ho i jeszcze trochę, po dwumiesięcznym dość aktywnym jeżdżeniu na dużych koniach nie mogłam się znowu przyzwyczaić do jej drobnego chodu i częstotliwości anglezowania. Ale banan nie schodził mi z twarzy :) Miałyśmy tylko drobny wypadek przy pracy i rozstałam się z siodłem, ale nic się nie stało, jestem tylko trochę poobijana. Niemniej jednak Mysza przeżyła nasze galopady i terenowanie, i powiem więcej - w końcu się koniątko obudziło i włączyła się w niej wola walki - nie odstępywała dużych koni na krok :)
W niedzielę Hubertus dla dzieciaków, całe szczęście, że nie padało. W środę wybieram się na konie, pewnie na coś wsiądę. Na pewno nie na Myszka, bo to był tylko wyjątek :( Ale i tak się cieszę, że mogłam się jeszcze raz z nią tak zgrać :)
Dzisiaj dużo zajęć. Ogólnie w tym tygodniu dużo mam zajęć.. no, ale nikt nie mówił, że będę leżeć tylko do góry brzuchem ;)
Cheers!
Użytkownik kudelka
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.