W piątek w Łodzi było wyśmienicie. Politechnika robi wrażenie. Sama biblioteka jest większa od naszej szkoły ze trzy/cztery razy. Fajnie mają tam w liceum politechnicznym, tylko żeby się tam dostać to trzeba mieć minimum 185 punktów i umieć biegle cytać, pisać i mówić po angielsku... bo tam uczą się trzech języków i w czasie roku szkolnego wyjeźdżają do anglii i uczą się tam 2 miesiące.. eech, jak ja chciałbym być taki mądry! Wql tam jest tak inaczej. Potem pojechaliśmy do Manufaktury. Oczywiście ja musiałem zjeść przynajmniej dwa McFlurry i kanapki z BurgerKinga. Mieliśmy duuużo czasu wolnego i piękną pogodą, więc troche pochodziliśmy po rynku i pochlapaliśmy się fontannami. Po drodze jeszcze ze dwa sklepy i do... PKS KUTNO. Piekło, po prostu. Taka gorączka, że nie dało się wytrzymać. No ale jakoś dojechaliśmy. Na przystanku spotkałem Olę i Karolinę wracające od Pauli z wixy. Cały weekend taki ładny. Całe dwa dni na dworzu spędzone przy grilu i wodotrusku. Zresztą jest już za dwadzieścia dziewiąta, a ja cały czas mokry. Jutro do szkoły - posiedzi się, potańczy poloneza i znowu wolne. A właśnie trzeciego na placu polonez, ale wciąż nie wiem o której godzinie. Po południu, a właściwie wieczorem jadę na Płocką Noc Kabaretową. Już widziałem zapowiedzi w TV. Musi być fajnie, a miejsca w pierwszym sektorze. Miałem iść z Natalią na Bednarka w Kutnowskiej Majówce, ale niestety. Pójdziemy za rok na kogoś innego. W pokoju znowu zrobiłem przemeblowanie, ale to takie drobne, bo nie lubie jak jest cały czas tak samo. idępa Nie wiem po co się tak rozpisałem jak i tak tego nikt nie przeczyta.