Czas akcji: sobota, 9 sierpnia A. D. 2008, godzina 7:54.
Miejsce akcji: Dworzec Autobusowy w M-cach [Myślenicach] -
wzniesiony w złotych czasach PRLu, dziś smutny relikt tamtych lat; regularnie orzygany, dzięki przeciekającemu dachowi zapewnił mi stały dopływ zimnej deszczówki, kapaniem na głowę urozmaicając prawie godzinne oczekiwanie na autobus do Krakowa, skąd miałam złapać połączenie do M-c [Mysłowic].
Bohaterowie: ja - niewyspana i wściekła (co nie jest u mnie stanem niezwykłym), w ciężkich buciorach (które pod Sceną Leśną okazały się nieocenione), gotowa skopać każdego, kto.
Przypis dla niewtajemniczonych: jestem Potworem, Który Nie Potrafi Wykrzesać z Siebie Odrobiny Człowieczeństwa. Moim celem jest być postrzeganą jako osoba najbardziej najźlejsiejsiejsza (sic!) na całym pieprzonym świecie. Rzeczywiście, nieźle mi to wychodzi. Zapewne ma z tym coś wspólnego moje hobby, którym jest stosowanie przemocy fizycznej i/lub terroru psychologicznego wobec innych [słabszych] oraz pasożytowanie [na tychże].
Akcja: oczekiwanie, złoszczenie się, rozpaczanie, jeżdżenie.
Szczęśliwie, autobus, który nadjechał już ok. 8:36, w rekordowym tempie pokonał rozkopany w czterech miejscach odcinek Zakopianki, a także legendarne korki w Borku Fałęckim, na Matecznym i Moście Grunwaldzkim. I jeszcze u celu swej podróży (Kraków, RDA), zatrzymał się w takim miejscu, że gdyby nie mała kolejka chętnych do kupienia u kierowcy biletu w tym samym kierunku, mogłam wskoczyć do autobusu do Mysłowic, nie dotykając swą stopą zakurzonej dolnej płyty dworca.
O 9:50 ruszyłam w dalszą drogę. W tak oto gówniany sposób rozpoczął się najfajniejszy dzień moich wakacji.
Ciąg dalszy nastąpi, jeśli Evay zgodzi się udostępnić mi zdjęcia z koncertów Renton i/lub Czesław Śpiewa celem publikacji.