Pojechał... Jeszcze w sierpniu.
A ja zostałam tu sama, bez Niego. Ciężko jest. Nie ma dnia, żebym nie płakała za Nim. Żebym nie zagryzała warg i nie zaciskała pięści. Tak strasznie tęsknię... Nie radzę sobie z tym, to mnie przerasta, nie jestem na tyle silna, by żyć w związku na taką odległość. Chyba za bardzo mi zależy. Za bardzo Go kocham. Żałuję, że nie pojechałam z Nim. A powinnam, powinnam być teraz z Nim w Grecji i wrócić do Polski przed studiami. A nie siedzieć tu, usychać z tęsknoty i wywoływać w Nim poczucia winy, że mnie zostawił tu samą. Mam Go, a tak jakbym Go nie miała... Każdego dnia boję się o Niego, że coś Mu się stanie, że nie wróci do domu. Że Go stracę...
Nie radzę sobie. Nie chcę Go martwić, mówię Mu codziennie, że wszystko jest dobrze, ale tak nie jest. Nie chcę, żeby miał jeszcze większe poczucie winy. Nie chcę być dla Niego ciężarem. I kiedy mówi mi, że przyjedzie w listopadzie, ledwo jestem w stanie powstrzymać łzy. Nie chcę, żeby je widział. On nie może ich zobaczyć...