Strach i lęk.
przed kaloriami, przed przytyciem, przed tym, ze znów sie nie uda a przecież chociaz raz w zyciu coś sie musi udać.
kawa bez cukru
kawałeczek bułki.
***
Patrząc na czerwone
cyfry na wadze, czułam ogarniające mnie fale panicznego
lęku. Traciłam kontrolę. Zabierano mi moją chudość, moją
ochronkę, moje z trudem wypracowane procedury.
Czego chciałam? Wszystkiego. Chciałam kontrolować swoje
życie, być normalna, szczupła i grzeczna jednocześ nie.
Chciałam być w domu. Chciałam uwolnić się od Małpy.
Chciałam się głodzić. Dlaczego nie mogłam mieć tego wszystkiego
naraz? To nie fair.
Potem zaczęto wydawać z okienka gorące dania, jak
na prawdziwą kantynę przystało. Owsianka, sadzone jajka,
bekon, pomidory z grzybami, wszystko wyglądało ohydnie
i tłusto. Sama myśl, że mogę tego spróbować, wydawała się
wstrętna i przerażająca. Nikt nie zwracał na mnie uwagi.
Tego ranka nic nie zjadłam
i czułam się już trochę jak duch, co nie było wcale takie nieprzyjemne.
Śmiertelna cisza, opustoszałe pokoje, nagie ściany
pasowały do tego poczucia. Tylko zegary tykały głośno. Im
dłużej nic nie jadłam, tym czystsza się stawałam. Mój brzuch
zrobił się wklęs ły, a w powstały dołek mogłam włożyć pięść
albo przebiegać palcami po żebrach, niczym podczas gry na
ksylofonie.
Z pustym żołądkiem czułam,
że panuję nad sytuacją, czułam się spokojna, przy zdrowych
zmysłach i bezpieczna. Wszystko będzie dobrze, potrafię to
kontrolować, potrafię kierować moim ciałem i obrzydliwą słabością
do jedzenia, poradzę sobie.
Czułam głód, ale po chwili
mi przeszło, za to zrobiłam się bardzo zmęczona. Dziwna tępa
słabość ogarnęła moje ciało, a tak chciałam być twarda i silna.