Nie chcę wybierac między jednym a drugim. Może rzeczywiście jestem zachłanną,niedojrzałą gówniarą z roszczeniową postawą wobec świata, złym dzieckiem pozbawionym kręgosłupa moralnego i poczucia przyzwoitości,jak dziś o sobie usłyszałam? Od kiedy nauczyłam się wprost wyrażac to,co czuję,wiele spraw zaczęło obracac się na moją niekorzyśc. Podobno od dwóch miesięcy staję się coraz bardziej butna,zarozumiała,buntuję się i nie szanuję autorytetów,zasad i reguł,z którymi próbuję dyskutowac. Rozmowa nie jest kluczem do pokojowych,ciepłych relacji w rodzinie,wyraźnie w moim domu można załatwic wszystko tylko krzykiem. Jedno się nie zmieniło-nadal nie potrafię wytrzymac na polu bitwy,kiedy kończy się dyskusja,a zaczyna regularne wytykanie wszystkich błędów,włącznie z tymi,których nie popełniłam.
Dawno nie czułam takiej potrzeby ucieczki od tego wszystkiego.