90
Mój organizm jest zbyt słaby, by śnić. Regeneruje się otoczony przez mroczną nicość. Jednak tuż przed przebudzeniem ukazuje mi się niewyraźny obraz. Twarz. Nie jestem w stanie jej rozpoznać, lecz mimo to czuję się lepiej. Ta senna mara przynosi mi ukojenie. Z niewyjaśnionych powodów sprawia, że jest jakoś bezpieczniej, z nią nic mi nie grozi, ochroni mnie przed wszelkim złem...
Budzę się, gdy ktoś szturcha mnie w nogę. Otwieram oczy i przyglądam się memu gościowi. Jest to kolejny zamaskowany mężczyzna. Nie przypomina ani tego, który wczoraj mnie "ukarał", ani tym bardziej Daniela. Nieznajomy kuca obok mnie i wyjątkowo delikatnie wyciąga kawałek materiału blokujący mój głos. Następnie podsuwa mi do ust butelkę wody. Nie rozumiem wartości nim kierujących i z początku się opieram, zaciskam usta w wąską kreskę, lecz szybko zmieniam zdanie. Jestem zbyt słaba, by nie ulec pokusie. Spragniona piję łapczywie, chłodny płyn spływa po ściankach mojego gardła, opróżniam prawie całą butelkę w zaledwie kilka sekund, jednak nim zdążę przełknąć ostatnią kroplę nieznajomy odsuwa mnie od życiodajnej cieczy. Z uwagą przyglądam się, jak mężczyzna namacza w resztce wody śnieżnobiałą, materiałową chustkę. Odnoszę wrażenie, że nie muszę się go bać. Wydaje się młody, zbyt młody, by być w takim miejscu. Z resztą, tak naprawdę, kto byłby tutaj odpowiedni? Ani on, ani Daniel, ani ja, ani nikt inny na to nie zasługuje.
Ręce chłopaka poruszają się szybko i sprawnie, ma długie palce oraz maleńki tatuaż biegnący wzdłuż najmniejszego z nich. Jest ubrany w motocyklową kurtkę, ciemne spodnie i wysokie buty - jak każdy z moich porywaczy. Nieznajomy zauważa, że mu się przyglądam i zamiera w bezruchu. Jest w tym coś tak nieśmiałego i wrażliwego, że aż robi mi się go żal. Powoli unosi do mnie swą twarz, lecz nie patrzy mi w oczy. Delikatnie przemywa chustką me już gojące się rany. Może i moja moc nie działa tak jak powinna, ale przynajmniej ratuje mnie od ponownej śmierci. Cały czas uparcie szukam jego wzroku, próbuję zmusić jego lśniące srebrem tęczówki do spojrzenia prosto w moje lecz mi się nie udaje. W końcu przestaję próbować i czekam w milczeniu aż skończy swą pracę, jednak on jakoś specjalnie się nie spieszy. W pewnym momencie nie wytrzymuję.
- Dlaczego to robisz? - pytam szorstko. - Najpierw mnie porywacie, potem katujecie, a teraz ratujecie to, co zostało?! Dlaczego?! - wyrzucam z siebie pełne goryczy słowa.
- Gdybyś nie zaatakowała jednego z naszych, to by się tak nie skończyło... - odpowiada mi dość obojętnym tonem. Jeszcze bardziej mnie to denerwuje.
- Czyli miałam po prostu pozwolić zaprowadzić się na rzeź, jak niewinne cielątko?! Nie wmawiaj mi, że to moja wina, bo to najabsurdalniejsze kłamstwo jakie kiedykolwiek słyszałam.
Mężczyzna zamiera i wreszcie spogląda mi w oczy. Zdenerwowałam go. Spodziewam się siarczystego policzka, ale takowy nie następuje. Chłopak po prostu kręci głową i wraca do oczyszczania mojej rany przy lewej skroni.
- Wiem, że Daniel potrafi być niemiły, ale atakowanie go z zaskoczenia to jak gwóźdź do trumny - odpowiada mi po chwili.
Daniel. A więc zna Daniela. Może nawet z czasów, kiedy jeszcze wszystko było dobrze. To zaledwie iskierka nadziei, która m o ż e kiedyś zaowocuje płomieniem, jednak warto spróbować, nie mam nic do stracenia.
- Czy Daniel... - zaczynam niepewnie - czy on zawsze taki był?
Następuje dłuższa chwila ciszy i zaczynam żałować, że zapytałam. Szybko zmieniam temat.
- Co zamierzacie ze mną zrobić?
I tym razem odpowiedź szybko nie nadchodzi, jest niezrozumiała i mogę tylko dopisać sobie ciąg dalszy, ale jestem pewna, że nie zostało mi wiele czasu. Chłopak mówi sucho:
- Jutro rano już nie pozostanie tu nikt żywy.
Inni zdjęcia: 88888888888 podgolymniebem1547 akcentovaDrops & Sunset photoslove25Chapeau bas. ezekh114Miłość jednego imienia samysliciel35Wybrzeże morza czerwonego bluebird11Po przerwie liskowata248Perspektywa. ezekh114Moje nowe butki # PUMA xavekittyxKwitki z mojej rabatki :) halinam