89
Przez trzy, porażająco długie sekundy w pomieszczeniu słychać tylko mój świszczący oddech. Mężczyzna w kominiarce przygląda mi się uważnie, nie mam wątpliwości co do tego kim jest, czyja twarz ukryta jest pod maską, lecz czuję, że coś jest nie tak. Jego spojrzenie jest zbyt zimne, zbyt... Obce... Nagle dłoń mężczyzny wystrzeliwuje w górę i z całą mocą uderza w mój policzek. Cios jest tak mocny, że moja głowa boleśnie wykręca się w drugą stronę. Po raz kolejny wypluwam z ust krew i kawałki nadkruszonych zębów.
- Nie ma już Daniela - mówi ostro.
Patrzę na niego osłupiała. To niemożliwe. Nie rozumiem.
- A więc kim jesteś? - pytam.
Ponownie składa na mym policzku pocałunek bólu. Zaciskam zęby i staram się nie krzywić, wyłączyć część mózgu odpowiadającą za rejestrowanie tak mocnego dotyku.
- To ja tu zadaję pytania - odpowiada.
- Przecież wiesz, że mnie nie oszukasz, więc dlaczego próbujesz? - dociekam.
Nie mam pojęcia, czy po prostu mnie nie pamięta, czy aż tak bardzo się zmienił. Wiem jednak, że nie poddam się łatwo, nie pozwolę mu odejść.
On znów zamierza się na mnie, lecz nagle rozmyśla się, opuszcza rękę.
- Jak ci na imię? - zmienia temat, nie patrzy na mnie.
- Kim jesteś? - nie daję za wygraną.
- Spytałem, jak masz na imię! - krzyczy rozzłoszczony.
- Jak możesz nie pamiętać, Danielu?
Tym razem się nie waha, uderza mnie po raz kolejny. Nowa stróżka krwi spływa po mojej twarzy.
- DANIEL nie istnieje! - wrzeszczy patrząc na mnie z furią.
- Więc co się z nim stało? Kim teraz jesteś?
Mój głos ani drgnie, co najwyraźniej jest dla niego sporym zaskoczeniem. Nie pozwolę się złamać, nie jemu. Wpatruję się w niego wyzywająco i czekam na jakąkolwiek odpowiedź.
- Już nie wiem kim jestem - szepcze w końcu cicho.
Opada na ziemię naprzeciwko mnie i patrzy gdzieś tępym wzrokiem. Wydaje się nieobecny. To co widzę jest tak inne od tego, co pamiętam, iż praktycznie przestaję wierzyć, że to naprawdę MÓJ Daniel. Może się pomyliłam? Może jest tylko do niego podobny? Nie, nie, nie, N I E ...
- Pokaż mi swą twarz - proszę.
Mężczyzna momentalnie wraca do rzeczywistości. Jego usta układają się w coś na kształt krzywego uśmiechu, kręci przecząco głową.
- Nie licz na to maleńka - mruczy kpiąco i podnosi się, brutalnie wpycha mi knebel z powrotem w usta, a potem jeszcze bardziej zaciska linki na moich nadgarstkach.
Przeraża mnie to, jak szybko zmienia się jego postawa. Raz zachowuje się jak byle najemnik, a raz jak namiastka starego siebie. Nie mam pojęcia co o tym myśleć, jednak nie mogę mu pozwolić tak po prostu odejść. Boję się, że mogłabym już go nie zobaczyć, stracić na zawsze. Zaczynam się wiercić i próbuję uwolnić się z więzów, za wszelką cenę staram się zwrócić jego uwagę niemymi błaganiami i jękami. Gdy już jest przy drzwiach zaczynam krzyczeć. Wkładam w to całą swą moc, nawet tę przeznaczoną na leczenie mych ran.
NIE ODCHODŹ!
Mężczyzna raptownie się zatrzymuje, spina mięśnie, walczy z moim rozkazem. Posuwa się minimalnie do przodu.
Ani się waż, Danielu...
Teraz mam już całkowitą pewność, że to on. Nie muszę widzieć ani jego szmaragdowych oczu, ani połyskujących złotem włosów, wystarczy mi to, że się zatrzymał. Te słowa były skierowane tylko i wyłącznie do mojego Daniela i jeśli je usłyszał, to nie może on być nikim innym. Mimo bólu, krwi i łez jakich mi dzisiaj przysporzył promienieję ze szczęścia, bo w końcu go znalazłam i tym razem nie mam najmniejszego zamiaru go opuszczać. Żaden anioł, czy archanioł mi nie zabroni. Chyba, że sam będzie tego chciał... Chłopak minimalnie odwraca głową w moją stronę niepewny co ma zrobić, więc zmuszam się do ostatniego wysiłku. Otwieram przed nim swój umysł. Przyjmuję, że Kamael dobrze zadbał o to, by Daniel o wszystkim zapomniał, więc zamykam oczy i próbuję pokazać mu moje wspomnienia. Ograniczam się głównie do jego przeszłości, do tego, kim był. Nie chcę ujawnić mu szczegółów naszego związku, ani tego, że jestem aniołem. Chcę, by był bezpieczny. Całkowicie mi wystarczy, jeśli będzie pamiętał tylko moje imię. Usilnie się staram przekazać mu jak najwięcej, ale on mnie odpycha, jego świadomość jest dla mnie zamknięta, a ja jestem za słaba, by próbować zniszczyć jego bariery. Poza tym, to nie tego chcę, nie mam zamiaru go krzywdzić.
Tak bardzo pragnę mu powiedzieć, żeby przy mnie został, by nie odchodził, by walczył, ale nie mam na tyle mocy. Ostatnim co widzę, jest jego zagubiony wyraz oczu, a potem tracę przytomność.
Plosę ;3 Część dlaaa...
Inni zdjęcia: Drops & Sunset photoslove25Chapeau bas. ezekh114Miłość jednego imienia samysliciel35Wybrzeże morza czerwonego bluebird11Po przerwie liskowata248Perspektywa. ezekh114Moje nowe butki # PUMA xavekittyxKwitki z mojej rabatki :) halinamOpowiadanie nr 1 gabrysiawkrainieblyskowO. tezawszezle