84
Dzień za dniem, wyścig za wyścigiem, zapach benzyny i palonej gumy - całe moje życie. Czas mija szybko, nie oglądam się za siebie, bo i nie mam po co, pamięć nie wraca. Luke patrzy na mnie krzywo, lecz nic nie mówi. Nie uświadamia swojej siostry o moich nocnych wybrykach, za co jestem mu niezmiernie wdzięczny. Nasze relacje nie są zbyt dobre, ale staramy się sobie nawzajem nie wchodzić w drogę, każdy zajmuje się swoimi sprawami. Zoë za to jest spełnieniem marzeń. Wydaje się idealna, zapełnia tę okropną czarną dziurę wewnątrz mnie, przez co czuję się szczęśliwy. Wiem jednak, że to nie jest to czego szukam, to życie nie wydaje się należeć do mnie, nie mam jednak sił, by wszczynać nie przynoszące efektów poszukiwania. Zadowalam się tym co mam i liczę, że mi to wystarczy... Zarobiliśmy z Willem już dość forsy, by móc spokojnie wyjechać, lecz jakoś się nam nie spieszy. Obaj jesteśmy zadowoleni z obecnej sytuacji i nie próbujemy jej zmieniać.
Jest jednak jeden szczegół, który może mnie bardzo wiele kosztować, jednak ryzyko to moje paliwo, energia, życie, nie liczy się nic innego. Z początku zadowalałem się wyścigami i adrenaliną jaką mi dawały, jednak teraz pragnę coraz więcej i więcej. Jest jedna rzecz, która mi pomaga. Dragi. Czuję się winny biorąc, mam wrażenie, że coś przy tym marnuję, że nie powinienem, ale szybko o tym zapominam, gdy tylko wezmę działkę. Jednak mimo wszelkich starań ukrycia tego, Luke najwyraźniej zaczyna coś podejrzewać. Unikam go.
Powoli otwieram frontowe drzwi, lecz nie udaje mi się uniknąć ich skrzypienia. Krzywię się zniesmaczony. Jak najciszej wchodzę do środka i na palcach zmierzam do sypialni. Trudno jest się poruszać po ciemku, ale na szczęście na nic nie wpadam. Naciskam klamkę i już w środku zrzucam z nóg wysokie motocyklowe buty. Zostawiłem ścigacz u Willa, ale zapomniałem się przebrać w normalne ciuchy. Włączam światło, spoglądam na łóżko i...
- Witaj, Zoë - mruczę omijając ją wzrokiem.
- Co... Co ty masz na sobie? - czuję na sobie jej zszokowane spojrzenie.
- Ubranie - odpowiadam zdejmując kolejne części skórzanego stroju.
Następuje chwila ciszy, po której padają kolejne pytania z ust dziewczyny.
- Gdzie byłeś?
- Z Willem.
- Gdzie? - powtarza ostrym tonem.
- Na spacerze.
- Danielu!
Podchodzę do niej bez koszulki, w samych dżinsach nisko zwieszonych na biodrach.
- O co chodzi? - pytam, lecz nie pozwalam jej odpowiedzieć.
Przykładam palec do jej warg, ona jednak zdejmuje go ze złością, więc zamykam jej usta pocałunkiem. Nie pierwszym i nie ostatnim zapewne. Jej wargi są słodkie i miękkie, szybko mi ulega. Pozwalam się jej zatracić w tej chwili, a potem odsuwam się i próbuję uśmiechnąć.
- Przepraszam, że cię zmartwiłem. Postaram się wracać wcześniej...
Język trochę mi się plącze i nie jestem w stanie skupić się na czymś dłużej niż kilka sekund. Jeszcze jedna porcja narkotyków nie przestała działać, a już mam ochotę na kolejną. Zoë uważnie mnie obserwuje.
- Jesteś rozkojarzony, coś nie tak? - pyta zmartwiona.
- Wszystko okej - mruczę rzucając się na łóżko. - Jestem po prostu zmęczony.
- Nic dziwnego, jest trzecia w nocy... - dziewczyna nie odrywa ode mnie wzroku.
Boję się, że zaczyna coś podejrzewać. W końcu jednak daje mi buziaka na dobranoc i wychodzi. Przez chwilę nad tym rozmyślam, w końcu jednak zapadam w niespokojny, narkotyczny sen.