77
Gdy wreszcie udaje mi się trochę ochłonąć ruszam dopiero co poznanymi ulicami w kierunku, z którego przyszłam, a przynajmniej tak mi się wydaje. Skoro załatwiłam już wszystkie swoje sprawy, to chyba czas wracać do Matta. Przez kilka minut kluczę jakimiś wąskimi uliczkami, powoli zaczynam panikować, lecz w końcu zauważam zdezelowanego pickupa, stojącego na pobliskim parkingu. Podbiegam do niego, jednak nie zauważam nigdzie właściciela pojazdu, opieram się więc o maskę i cierpliwie czekam. W międzyczasie próbuję uporządkować wszystkie informacje, jakie dziś zdobyłam i przeglądam skradzione funkcjonariuszowi papiery. Po kilkunastu minutach Matt w końcu wyłania się z wnętrza sklepu i podchodzi do mnie.
- Udało ci się coś wyciągnąć od policjantów? - pyta.
Na samą myśl o tym starym, zboczonym facecie robi mi się niedobrze...
- Tak - wykrztuszam powstrzymując odruch wymiotny. - Możemy już wracać? - zmieniam szybko temat.
- Gadałem z Meg... Powiedziała, że nie jesteśmy pilnie potrzebni, a Tobie przyda się trochę zabawy, więc jeśli chcesz, to możemy zostać dłużej - mówi to swobodnie, lecz na jego twarzy dostrzegam jakieś głębsze emocje, których nie potrafię nazwać.
Przez chwilę zastanawiam się nad jego propozycją. Jest kusząca, jednak powinnam wracać i zająć się sprawą porwanych dzieci. Gdyby Rafael zobaczył mnie roześmianą na środku ulicy, podczas miejscowego festiwalu... To źle by się skończyło. Pewnie wylądowałabym znów u Kamaela.
- Sama nie wiem... Może jednak wracajmy, a jeśli nagle będziemy potrzebni w sierocińcu? - staram się jakoś wymigać.
- Przecież ci się podobało, możemy zostać kilka godzin, a potem, jeśli jednak nie będzie ci odpowiadać, wrócimy.
Pełna sprzecznych emocji przyglądam się jego twarzy i postawie. Jest spięty, zdenerwowany, nie chce pokazać, jak bardzo mu zależy, lecz widzę to w wyrazie jego twarzy. Stara się ukryć swoje emocje, jednak jego oczy zdradzają mi o wiele więcej, niżby chciał. Szczerze mówiąc, to chętnie bym z nim została, zobaczyła to ich święto, lecz moje sumienie niezbyt mi na to pozwala. Powinnam zająć się prośbą Rafaela, a nie bawić z chłopakiem. Choć jeśli spojrzeć na to z drugiej strony... Akurat przy tym chłopaku udaje mi się zapomnieć o Danielu, udaje mi się rozluźnić i zachowywać jak normalna dziewczyna. Tylko, że ja nie jestem normalna. Jestem martwa.
- To co? Zostajemy? - dopytuje Matt.
Bitwa w mojej głowie nadal trwa, ale w końcu się poddaję. Wzdycham głęboko i mówię:
- Tak. Możemy chwilę zostać.
Chłopak obdarza mnie szerokim i radosnym uśmiechem, wygląda jak mały chłopiec. Serce podpowiada mi, że podjęłam słuszną decyzję, lecz umysł jest przeciwnego zdania. Obym tylko potem nie żałowała...
- Do rozpoczęcia uroczystości jeszcze jakieś dwie, trzy godziny, możemy zjeść obiad i trochę pozwiedzać, albo pójść na plażę.
Matt wpatruje się we mnie lśniącym wzrokiem, a ja tylko kiwam głową. Mój wcześniejszy entuzjazm gdzieś wyparował, może dlatego, że w końcu mam jakiś punkt zaczepienia co do porwań i chciałabym szybko rozwiązać tę sprawę.
Idziemy powoli chodnikiem. Matt opowiada mi o zbliżającym się festynie i atrakcjach, lecz praktycznie go nie słucham, wyłapuję pojedyncze słowa takie jak fajerwerki, tańce i alkohol, i tylko kiwam co jakiś czas głową. Cały czas myślę o tym, że nie powinnam tu być, że nie powinnam się uśmiechać, być szczęśliwa.
- Hej, idziemy na pogrzeb, czy na imprezę? Twoja mina raczej wskazuje na to pierwsze - brunet przystaje przede mną i uważnie mnie obserwuje, już się nie uśmiecha. - Jeśli naprawdę nie chcesz tu być, to po prostu powiedz! - słysząc jego podniesiony głos zaczynam mimowolnie drżeć.
- Wszystko ok - odpowiadam ze sztucznym uśmiechem.
- Nie wydaje mi się.
Chłopak wzdycha i przeczesuje palcami włosy, siada na krawężniku. Po chwili wahania przysiadam obok. Mówię cicho:
- To nie tak, że nie chcę tu być, po prostu... sama nie wiem. Może coś jest ze mną nie tak.
- Nic nie jest z tobą nie tak, ale gdybyś przestała uciekać od innych, to byłoby dużo łatwiej - jego inteligentne brązowe oczy zdają się widzieć moje wnętrze.
Ma rację. Zamknęłam się przed ludźmi, zbudowałam mur i otoczyłam go na dodatek fosą. Chciałam za wszelką cenę być sama, bo myślałam, że to najlepszy sposób, by poradzić sobie z nadmiarem uczuć i wspomnień.
- Gdy przyjechałaś do sierocińca, cały czas widziałem w tobie strach. Przy kolacji zachowywałaś się nieswojo, miałem wrażenie, że zaraz uciekniesz z krzykiem - chłopak uśmiecha się pod nosem. - Myślałem, że to przez zmęczenie i tak dalej, ale rano znów to zobaczyłem, tak jakbyś bała się, że za każde słowo, uśmiech, okazaną emocję zostaniesz ukarana czy coś.
- Wcale nie - zaprzeczam.
- Tak.
- Nie.
- Tak - on uśmiecha się dziwnie szeroko.
- Niech ci będzie - mruczę zrezygnowana. - Idziemy dalej?
- Tylko jeśli się uśmiechniesz - widzę dziwny błysk w jego oczach.
Powoli unoszę kąciki ust w krzywym uśmiechu, nie jestem w stanie zdobyć się na więcej.
- To musi wystarczyć - Matt chwyta moją dłoń i pociąga mnie do góry. - Chodź.
Ta część dedykowana jest Keepcalmandx3 :3
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24Polki nie są seksowne bluebird11