70
Lazur oceanu jest zniewalający, nie wiedziałam, że jesteśmy tak blisko wybrzeża... Bezkresny błękit wody łączy się na horyzoncie z kobaltem nieba. Chłodny powiew wiatru uderza we mnie, a ja ze śmiechem unoszę twarz ku górze i rozkładam ręce na boki. Zadowolona przymykam oczy. Pozwalam otulić się promieniom słońca i rześkiemu powietrzu. Już dawno nie czułam się tak dobrze, tak... radośnie.
- Dziękuję - mówię cicho do Matta.
- Za co?
Zdezorientowanie w jego głosie zmusza mnie do rozwarcia powiek i spojrzenia na niego. Szczerość bijąca z jego twarzy całkowicie mnie obezwładnia. Tak długo żyłam w kłamstwie, że widok czegoś tak prawdziwego wydaje się wręcz nierealny.
- Za to, że mnie tu przyprowadziłeś - wykrztuszam.
Chłopak zabawnie przeczesuje dłonią włosy, odzywa się nie patrząc na mnie, lecz na ocean.
- Wiesz, po prostu pomyślałem, że spacer dobrze Ci zrobi, to nic takiego.
Parskam śmiechem słysząc jego określenie na ten morderczy bieg, do którego mnie zmusił. Gdyby nie anielska siła, to na pewno nie dałabym rady pokonać nawet połowy drogi pod górę, jednak nie mogłam też wykorzystać jej całkowicie, bo zachowanie mojego organizmu byłoby zbyt podejrzane. Nawet Matt, który jest wysportowany i zapewne przebiegał ten dystans milion razy jest zziajany.
- Ładny mi spacer - mruczę pod nosem.
Mój towarzysz spogląda na mnie z błyskiem w oku i mówi zaskakująco radosnym tonem:
- Czeka nas jeszcze droga powrotna.
Oglądam się za siebie i z mojego gardła wydobywa się jęk, na który Matt reaguje wybuchem głośnego śmiechu. Przynajmniej teraz będzie z górki. Siadam na ziemi i podpierając się rękami o podłoże za moimi plecami, staram się wyrównać oddech. Błękit wody i nieba przede mną zmusza mnie, do złożenia sobie kolejnej obietnicy. Pora zacząć nowe życie...
- Co?
Odwracam głowę i napotykam pytający wzrok Matta. Czyżbym powiedziała to na głos? Może w ten sposób moja obietnica będzie bardziej realna. Uśmiecham się pod nosem myśląc o swej głupocie. Zapewne i tak nic się nie zmieni - dalej będę użalać się nad sobą, i nad brakiem Daniela w moim życiu. Chłopak stojący obok nadal się we mnie wpatruje, więc tylko wzruszam ramionami i przecząco kiwam głową. Brunet nie dopytuje, nie wnika głębiej w moje sprawy, tak jak ja wpatruje się w wody oceanu i słońce wędrujące nad naszymi głowami. Chwilę trwamy w milczeniu, nie przeszkadza nam cisza, pozwala zrozumieć niektóre sprawy, jednak w pewnym momencie już wiem, że nie ma sensu dalej myśleć o przeszłości i przyszłości, po prostu trzeba żyć dalej i iść do przodu.
- Wracajmy - mówię, gotowa na to, co niesie mi los.
Droga powrotna wydaje się jakby krótsza i lżejsza, może to przez to, że uspokoiłam trochę sumienie kolejnym przyrzeczeniem, a może przez to, że po prostu biegłam cały czas w dół, jednak gdy dobiegamy do sierocińca nie jestem nawet zmęczona. Matt zabiera kubki z kawą, które wcześniej zostawiliśmy na werandzie, a mnie odsyła do pokoju, żebym się przebrała. Znów na chybił trafił wybieram korytarze i praktycznie cudem odnajduję odpowiednie drzwi, za którymi czeka mnie niespodzianka...
Za zdjęcie do wpisu dziękuję użytkowniczce Blackdrems ;*
Edelline