69
Oczy otwieram dopiero następnego dnia rano. Promienie moszczącego się na porannym niebie słońca wkradają się do pokoju przez opuszczoną do połowy okna żaluzję. Jestem sam, Zoë zniknęła. Przez chwilę wiercę się na łóżku jednak wiem, że już nie zasnę, jest to dla mnie tak typowe jak śnieg w środku lata. Zazwyczaj śpię do południa i nic nie jest w stanie mnie zmusić do opuszczenia łóżka. Nie jestem rannym ptaszkiem. Tym razem jednak jest inaczej. Może to przez proszki przeciwbólowe, może przez amnezję, a może przez miejsce, w którym jestem - nie jestem pewien, jednak to chyba bez znaczenia.
Podnoszę się do pozycji siedzącej i nie myśląc o konsekwencjach wstaję. Nie uczę się na błędach. Pokój zaczyna wirować mi przed oczyma, a w głowie mam istną karuzelę. Zaciskam zęby i wbijam paznokcie w skórę dłoni, co sprawia, że jest trochę lepiej, fizyczny ból zawsze pomaga. Robię kilka ostrożnych kroków do przodu, a gdy nic się nie dzieje już odważniej zbliżam się do drzwi. Zatrzymuję się w progu i myślę nad tym, co powinienem teraz zrobić. Zamykam oczy i próbuję zebrać rozbiegane myśli, gdy przerywa mi dziwny dźwięk wydobywający się z mojego brzucha. Uświadamiam sobie, że te zawroty głowy nie były efektami ubocznymi domniemanego wypadku, lecz spowodował je zwyczajny, ludzki głód. Mam zamiar znaleźć kuchnię i coś do jedzenia, lecz kątem oka dostrzegam leżący w nogach łóżka ręcznik i ubranie. Przypominam sobie słowa Zoë i postanawiam odłożyć napełnienie żołądka na później. Z naręczem miękkich, pachnących kwiatowym płynem do płukania rzeczy ruszam w kierunku końca korytarza. Powoli idę do przodu i zaskakuje mnie, moje dziwnie dobre samopoczucie. Zero bólu, zero osłabienia, brak jakichkolwiek oznak zbliżającego się omdlenia. Czuję się... Dobrze. Naprawdę dobrze.
Otwieram drzwi na lewo i... Staję jak wryty. Chcę się cofnąć i pospiesznie zamknąć drzwi, lecz nogi odmawiają mi posłuszeństwa, są jak dwa nieruchome, betonowe słupy. Zmieszany chcę odwrócić wzrok, jednak jakoś niezbyt mi to wychodzi. Widok Zoë w samej bieliźnie przyciąga moją uwagę i głodne oczy. Jej filigranowa figura jest praktycznie idealna - długie nogi, szerokie biodra i rozkosznie opalona skóra. Długie, brązowe włosy spływają delikatnymi falami po jej ramionach i górze pleców. Wygląda tak cudownie, tak znajomo, że aż chcę przysunąć się do niej, odgarnąć ciemne kosmyki z karku i pocałować go. Mój opętany niezrozumiałymi wspomnieniami umysł już prawie wydaje ciału polecenie, gdy nagle dziewczyna odwraca głowę. Chyba usłyszała szaleńczy maraton mojego serca. Patrzy prosto na mnie, najpierw przerażona, a potem wyjątkowo wkurzona. Szybko zakłada długą, cienką i zwiewną koszulę, podwija rękawy do łokci i podchodzi do mnie dwoma raźnymi krokami. Błyskawicznie podnosi dłoń i uderza mnie w twarz. Raz, krótko i niewyobrażalnie mocno, a gdy dalej szczerzę się do niej jak głupi robi to ponownie, drugi policzek zaczyna boleśnie piec.
- Zboczeniec! Powinieneś się cieszyć, że mam tak miękkie serce i zabrałam cię do siebie, tak to leżałbyś na jakimś prowizorycznym łóżku w korytarzu, przy drzwiach, albo w kostnicy! Przynajmniej byłoby Ci chłodno... - krzyczy głośno i ze złością, w jej oczach widzę furię i już wiem, że lepiej z nią nie zadzierać.
Wydaję z siebie kilka zupełnie niezrozumiałych sylab mających brzmieć jak skruszone "Przepraszam", lecz raczej nie wychodzi mi to zbyt dobrze.
- Marsz pod prysznic i zapamiętaj: ostatnie drzwi na prawo! Jeszcze jedna taka pomyłka, jedno podejrzane spojrzenie i wylatujesz na ulicę. Nie będzie obchodzić mnie twoje samopoczucie, jęki ani błagania. Rozumiesz?!
- Tak - mamroczę patrząc na swoje stopy.
- No to jazda do kąpieli i nie licz nawet, że pomogę ci, jak coś tam sobie zrobisz.
Zszokowany jej wybuchem odwracam się na pięcie i otwieram drzwi do tym razem właściwego pomieszczenia. Bezmyślnie przyglądam się zielonkawym kafelkom i ciemnej, prawie czarnej podłodze. Zrzucam bokserki i wszelkie bandaże, a potem wskakuję pod prysznic i pozwalam strumieniowi lodowatej wody spłynąć po moim ciele. Mimo, że znam Zoë zaledwie kilka godzin, to i tak wiem, że wszystko co mówiła nie było na poważnie, że powiedziała to pod wpływem chwili. Nie dziwię się jej, trudno zachować spokój, gdy obcy mężczyzna wpada do sypialni i nachalnie patrzy. Nie powinienem był w ogóle wstawać z łóżka.
Gdy tylko kończę mycie ubieram się i wychodzę, korytarzem podążam do salonu, a potem kuchni. Mam na sobie siwe dresy i ciemnoczerwoną koszulkę, wszystko jest na mnie trochę za duże. Zoë znajduję w okolicy lodówki i kuchenki, na mój widok dziewczyna parska śmiechem.
Wróciłam... Nie wiem na jak długo i z jakim sukcesem, ale najtrudniejszy pierwszy krok :) Jeśli mam być szczera, to stęskniłam się za Wami, czy wy za mną też? Każdy kto czyta, proszę niech zostawi symboliczny komentarz. Dziękuję :*
Edelline
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24