Część 3
Promienie słońca wpadające przez okno wybudziły mnie ze snu. Otwieram oczy i widzę pokryte niebieską tapetą ściany. Jej nieregularny wzór - mimo, że prosty, jest wyjątkowo ładny. Granatowe i szare pionowe pasy ładnie się ze sobą komponują. Przez ogromne wykuszowe okno mogę zobaczyć przepiękne zimowe niebo, na którym nie ma ani jednej chmurki. Jego kolor jest zimny jak stal, jak moje oczy... Przypomina mi to moją obecną sytuację - jestem aniołem bez mocy, jestem prawie jak człowiek. I w tym wypadku "prawie" nie robi wielkiej różnicy, bo posiadanie skrzydeł nie jest czymś strasznie pożytecznym. Służą głównie do latania, a w obecnych czasach szybki transport można znaleźć naprawdę w wielu innych formach, a i jeszcze gdyby było mi mega zimno, to mogłabym się nimi opatulić, lecz na tym kończą się ich zalety. Wady? Trzeba je ciągle ukrywać, pilnować się, by ludzie ich nie zauważyli i do tego zawsze niszczy mi się fryzura podczas lotu... Uciekam wzrokiem od okna i moje spojrzenie pada na marynarski worek leżący obok łóżka. Ups... Chyba "komuś" ukradłam pokój... Mówi się trudno, nie oddam! Zakochałam się w tym materacu, oknie, meblach i tapecie. Mam tylko nadzieję, że mój domniemany pokój nie jest urządzony w stylu "Świat małej księżniczki", bo Haniel chyba mnie zabije. Powinnam znów zacząć się przyzwyczajać do "Adama", żeby nie popełnić jakiejś gafy w towarzystwie.
Dobra, dość tego leniuchowania. Spoglądam zaspanymi oczyma na wyświetlacz mojej Nokii.
- Shit!
Z tego co pamiętam, to Haniel... Adam jada śniadania najpóźniej o dziewiątej, nie o jedenastej. Stwierdzam, że może jeśli wyjdę rozczochrana i w piżamie, to wybaczy mi spóźnienie. Przecież przechodzę teraz trudny okres, nie? Taa... oszukujmy się dalej. Obciągam czarną koszulkę w której spałam - wieczorem zdjęłam tylko spodnie i rzuciłam się w ramiona Morfeusza, i wychodzę na korytarz. Teraz dostrzegam jeszcze dwoje drzwi, sądzę, że jedne prowadzą do łazienki. Wracam jeszcze do pokoju, po tekturową teczkę leżącą pod łóżkiem, kolejny raz poprawiam koszulkę, tak, by zakrywała jak największą część mojego odzianego w białe, koronkowe majtki tyłka i zbiegam po schodach. Ruszam na lewo - wprost do jadalni. Adam siedzi przy stole i monotonnym ruchem miesza herbatę w kubku, zapewne jest już zimna. Chłopak ma półprzymknięte oczy i zabawnie ułożone włosy, dopiero teraz zauważam, że delikatnie kręcą mu się na karku. Kiedyś, dawno temu durzyłam się w Hanielu, ale to już przeszłość. Szybko zrozumiałam, że po pierwsze nie mam u niego żadnych szans, a po drugie raczej rzadko się widujemy. Zresztą, jakoś przeszła mi ochota na związki, a teraz, kiedy już pogodziłam się z przeszłością jest trochę za późno - Haniel to przecież mój przyjaciel. I nie pomyślcie przypadkiem, że wychodząc do niego w bieliźnie flirtuję z nim, bo wcale tak nie jest, no może troszeczkę, ale to tak po przyjacielsku raczej... Odsuwam od siebie wszystkie te myśli i cicho chrząkam, by zwrócić na siebie uwagę. Adam reaguje gwałtownie, jakby wyszedł z jakiegoś transu, łyżeczka wypada mu z dłoni i z cichym "plum" wpada do kubka, trochę herbaty rozchlapuje się po stole. Najpierw spogląda na mnie z udawaną złością, ale gdy widzi mnie w tym kusym stroju zaczyna się uśmiechać. To nie był dobry pomysł...
- Yyy... Cześć - rzucam i szybko siadam przy stole, by ukryć gołe nogi.
Kładę teczkę na blacie, ale on ją ignoruje.
- Dobrze spałaś? - pyta niby obojętnie, ale wiem, że nie jest zadowolony. Gdyby to mnie wyrzucili z mojego pokoju też bym nie była.
- Przepraszam, byłam wczoraj taka rozkojarzona, że...
- Nie tłumacz się. Jeśli podoba Ci się ten pokój, to możesz go wziąć, jakoś przeżyję "Świat księżniczki"...
- Serio, jest aż tak źle? - pytam zmieszana.
Adam patrzy na mnie poważnie, a potem parska śmiechem, patrzę na niego zdezorientowana.
- Jak zwykle dałaś się nabrać - uśmiecha się szeroko. - Tylko żartowałem, pomieszczenie jest prawie puste, tak jak wszystkie sypialnie w tym domu.
Z ulgą wypuszczam z płuc powietrze i lekko szturcham go w ramię. Przynajmniej nie jest na mnie zły... Otwieram swoją teczkę i wysypuję całą jej zawartość na stół, Adam wyjmuje swoją i robi dokładnie to samo. Żadne z nas nie ma ochoty tego robić, ale tak czy siak trzeba ustalić chociaż podstawowe fakty. Wzdychamy głośno i zabieramy się do pracy. Na początku idzie nam strasznie powoli, ale po kilkunastu minutach odprężamy się i podchodzimy do zadania z niespotykaną euforią - śmiejemy się, przekrzykujemy i składamy samolociki z kartek, które już omówiliśmy. Godzinę później jest po robocie. Wszystko ustalone i wyjaśnione.
Akcję "Poznaj Aidena" zaczynam po południu. Muszę mieć z nim jak najlepsze kontakty, by móc dostać się do Sama. W końcu to on jest moim głównym celem. Najstarszy syn Stevensów kończy lekcje o czternastej, według planu mam pojawić się pod jego szkołą i jakoś zaaranżować spotkanie. Zobaczymy czy mi się uda.