Poprawiłem czerwony kask i kurtkę. Nic nie mogło mi przeszkadzać, ograniczać moich ruchów. Chyba po raz setny sprawdziłem popręg i strzemiona. Klacz pode mną niespokojnie dreptała w miejscu.
- Spokojnie, Aris. Spokojnie - szeptałem tuż przy jej głowie.
Klaczka zastrzygła uszami, tak jak ja była podekscytowana zbliżającą się gonitwą. Był to jeden z ważniejszych wyścigów w sezonie, a od jego wyniku zależały nasze losy. Uczestników wzywano już na start, ale zobaczyłem biegnącą w naszym kierunku Lucy, więc wstrzymałem Aris. Zziajana dziewczyna oparła jedną dłoń na szyi klaczy, a drugą na moim udzie. Przez chwilę nie mogła wydusić z siebie słowa i tylko patrzyła na mnie swymi bystrymi, czekoladowymi oczami.
- Mam złe przeczucia, co do tej gonitwy - wydusiła w końcu.
- Przecież wiesz, jakie to dla nas ważne... Wszystko będzie dobrze, nie martw się - pogładziłem ją po zaróżowionym od biegu policzku.
Dziewczyna chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zagłuszył ją komunikat mówiący o rozpoczęciu wydarzenia. Zmarszczyłem czoło niezadowolony.
- Muszę już iść - odgarnąłem jej włosy i schyliłem się, by ją mocno pocałować.
- Tylko bądźcie ostrożni. Oboje - poprosiła.
Lucy poklepała mnie po łydce i upewniła się, że wszystko jest zapięte jak należy, potem przycisnęła wargi do aksamitnych chrap mojej skarogniadej klaczy. Usłyszałem jak cicho szepcze "uważaj na niego", następnie dziewczyna przejechała palcami po śnieżnobiałej strzałce na pysku Aris.
- Powodzenia - rzuciła jeszcze i lekko klepnęła klaczkę w zad.
Chciałem coś odpowiedzieć, ale nie mieliśmy już czasu. Pognałem w stronę boksu startowego i ustawiłem się na swoim miejscu. Mieliśmy numerek "7", oby przyniósł nam szczęście. Uspokajałem klacz, jak tylko mogłem, ale była zbyt zdenerwowana, chciała już biec. Z pewnością wszystkie konie były niespokojne. Po mojej lewej było sześciu uczestników, po prawej trzech - razem ze mną, okrągłe dziesięć. Spojrzałem na trybuny i ujrzałem Lucy, nie widziałem dokładnie jej twarzy, bo była zbyt daleko, ale raczej nie była zadowolona. Nie rozumiałem o co jej chodzi. To nie był mój pierwszy wyścig, nie było się czego bać...
Gdy rozbrzmiał dźwięk wystrzału i otworzyły się boksy Aris pomknęła jak strzała. Długo przygotowywaliśmy się do tej gonitwy i nikt nie mógł odebrać nam zwycięstwa. Nawet nie musiałem poganiać klaczy, bo ona cieszyła się z tego szaleńczego biegu, ja za to czułem na twarzy opór wiatru. Byliśmy obecnie na piątej pozycji, ale nie martwiłem się tym zbytnio, Aris jeszcze nie pokazała, co tak naprawdę potrafi. Wiedziałem, że jest w stanie wygrać, szybko się rozpędzała, była w dobrej formie. Przecwałowaliśmy obok siwej klaczy z numerem "10", jeszcze chwila i będziemy na trzecim miejscu. Zdaje się, że pokonaliśmy już prawie połowę toru.
- Szybciej, Aris, szybciej - mruczałem pod nosem.
Klacz nie potrzebowała dodatkowej zachęty, moje zagłuszane przez pęd powietrza słowa wystarczały. Gnaliśmy jak nigdy, wyraźnie czułem i słyszałem tętent kopyt mojego wierzchowca. Minęliśmy "czwórkę", jeszcze kawałek, jeszcze troszeczkę. Popędziłem Aris, meta była coraz bliżej, a my byliśmy dopiero na trzeciej pozycji. Po chwili udało nam się prześcignąć jeźdźca w zielono-żółtej kurtce, który mknął na karym wierzchowcu. Kasztanowata klacz z pierwszej pozycji była coraz bliżej, prawie ją dogoniliśmy. Wyobraźnia podsuwała mi obrazy medali, kwiatów i wywiadów, ale nie mogłem im się teraz poddać, jeszcze nie. Wiedziałem, że Aris stać na więcej, więc poprosiłem ją o jeszcze jeden zryw. Byliśmy już na ostatniej prostej, skupiłem się na wierzchowcu i mecie przed nami. Już prawie, już prawie... Kątem oka zobaczyłem obok łeb karej klaczy, tej, którą przed chwilą wyminęliśmy, jej jeździec chciał nam zajechać drogę. Aris potknęła się o coś, straciła rytm, wszystko działo się za szybko. Zgubiłem gdzieś jedno strzemię, nie mogłem włożyć w nie z powrotem nogi, traciłem równowagę, moja klacz również. Zakląłem siarczyście, wiedziałem, że to już koniec. Wypadłem z siodła i wylądowałem twardo na ziemi, zobaczyłem jeszcze przestraszone twarze Lucy, rodziców i trenera, a potem Aris upadła prosto na mnie. Świat ogarnęła ciemność.
I co sądzicie?
Edelline