"Because I love you
And I'll do anything
I'll give you my heart, my everything
Because I love you..."
Dwa miesiące później...
- Czy możesz mi już zdjąć tę opaskę?
- Nie, jeszcze nie...
Alex trzymał mnie za rękę i prowadził przez wiosenny las. Czułam zapach kwiatów i żywicy... Wieczór był nader ciepły, prawie jak w lato. Miałam na sobie krótką, wzorzystą sukienkę i czarną skórzaną kurteczkę. Mój chłopak upierał się, żebym nie ścinała włosów, więc obecnie spływały falami prawie do połowy moich pleców. Rana na ramieniu szybko się zagoiła, więc zarówno pielęgniarka, jak i lekarz byli dumni ze swej pracy. Mój bark zdobiły teraz cztery podłużne blizny, ale Alexowi nie przeszkadzały, więc ja również przestałam zwracać na nie uwagę. Oprócz świergotu ptaków słyszałam teraz również szum wody, czułam nawet jej "zapach".
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam ciekawa.
- Nie podglądaj - zachichotał. - Już niedaleko.
Zatrzymaliśmy się, Alex położył dłonie na mej tali i posadził mnie na zwalonym pniu drzewa. Pod palcami czułam chropowatą korę. Chłopak usiadł obok mnie i zsunął czarny, aksamitny materiał z moich oczu. Byliśmy nad jeziorem. Zachwycona patrzyłam, jak zachodzące słońce odbija się w powierzchni wody. Alex podał mi nieduże, wąskie pudełeczko. W środku spoczywał maleńki, kryształowy sierp księżyca, zawieszony na delikatnym, srebrnym łańcuszku. Chłopak wyjął wisiorek i odgarniając moje włosy zawiesił mi go na szyi.
- Wszystkiego najlepszego - szepnął. Jego oczy wypełniał niesamowity blask.
- Dziękuję - pocałowałam go lekko.
- Nie ma za co.
Nie mogłam uwierzyć, że jest tu ze mną, że świętujemy moje urodziny. Oficjalnie byliśmy parą, ale nieoficjalnie... Alex był moją bratnią duszą. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego, stał się częścią mnie i mojej rodziny. Rodzice byli nim oczarowani, w pełni mu zaufali. Zresztą... ja również...
Jego wilcze przemiany podobno były rodzinne, przekazywane genetycznie, ale ostatnio czuł coraz mniejszą potrzebę "wycia do księżyca". Co prawda zmieniał się dalej, ale tak jakby bardziej nad tym panował. Próbował wytrzymać całą noc w ludzkim ciele, co prawda jeszcze mu się nie udało, ale robimy postępy. Mama często widuje go nad ranem w moim pokoju, zazwyczaj jestem wtulona w jego szeroką pierś.
Kaspar ma się wyjątkowo dobrze. Inne konie również.
Chris wyjechał z miasta. Nie widujemy się, ale czasami gadamy przez telefon lub skype. Alexowi niezbyt to się podoba, ale chyba wreszcie zrozumiał, że to nie Chris jest dla mnie najważniejszy.
Przytuliłam się do mojego wilczego chłopca, a on wziął mnie na kolana i mocno objął. Wdychałam zapach jego wody po goleniu pomieszanej z piżmem.
- Chyba się zakochałam - powiedziałam poważnie.
- Tak? Jak wygląda ten podrywacz? Muszę wiedzieć z kim będę się bił - chłopak uśmiechnął się złowieszczo.
- Ojjj... Nie wygrasz z nim - zachichotałam. - Wysoki, błękitne oczy, czarne włosy... Strasznie uparty - wyliczałam.
- Uparty? Chyba żartujesz...
- A może nie? - zrobiłam zadziorną minę.
Milczeliśmy wtuleni w siebie, długo zbierałam się na odwagę.
- Kocham Cię - szepnęłam w zagłębienie pod jego szyją.
Alex uniósł moją głowę tak, by móc spojrzeć mi w oczy.
- Wiem - mruknął. - Oczy są zwierciadłem duszy, a Twoje mówią mi wszystko - chłopak pocałował mnie mocno. - Też Cię kocham Izabello.
- Ale ja Ciebie bardziej - wyszczerzyłam się.
Ukochany dał mi jeszcze jednego buziaka, a potem patrzyliśmy na znikające za horyzontem słońce. Jego migotliwy blask odbijał się w granatowych oczach wilczego chłopca.
Koniec
Mam nadzieję, że nie obrazicie się za takie zakończenie? Pod tym wpisem proszę, podsumujecie zarówno tą część, jak i całe opowiadanie.
Dziękuję, że mnie wspieraliście w pisaniu, że tak wiernie czytaliście i komentowaliście... Nie wiem komu/czemu zawdzięczam taki rozgłos, ale dziś chyba będzie ponad 400 wejść! Również za to serdecznie Wam dziękuję.
Cytat, który występuje na początku wpisu pochodzi z piosenki Because I Love you - "moja wersja pochodzi od Mark 'Oh".
Czy mówiłam, że Was uwielbiam? Nie? No to właśnie mówię :*
Wasza Edelline