Przez chwilę szliśmy w milczeniu, więc postanowiłam przerwać niezręczną ciszę, która panowała między nami.
-Więc..-zaczęłam w tym samym czasie co chłopak.
Zaśmiałam się czym mi zawtórował.
-Mów pierwsza.
-Nie, ty mów. Zaczęłam bo było za cicho jak dla mnie.- uśmiechnęłam się.
-Jak długo mogę tu zostać? Nie chcę wam tu zawadzać.
-Przestań! Nie będziesz zawadzał.
-Jakoś nie wydaje mi się żebym przypadł Sebastianowi do gustu.
-E tam, przesadzasz. -zaśmialam się i zapadła między nami kojąca cisza.
Wjechaliśmy w zagajnik z mnóstwem drzew. Każde z nich wyglądało na swój sposób magicznie. Mróz chwycił nieubłagalnie, więc drzewa wyglądały, jakby były pokryte kolcami. Był ranek więc padające promienie dodawały jeszcze większego uroku temu - już - magicznemu miejscu.
Jechaliśmy spokojnie i wszystko byłoby dobrze gdyby nie przewalone przez drogę drzewo.
- No to pięknie.. - westchnęłam. Zsiadłam z konia i ciągnąc go za wodze podeszłam uważnie się przyglądając. Trzeba zadzwonić do pogotowia energetycznego, zerwało linie wysokiego napięcia, które prowadzą do nas. Dzisiaj tego nie naprawią. Mogę się założyć na 1000%.
-To wracajmy, trzeba zadzwonić.
-Chwilka tylko wejdę. - Moje próby się nie powodziły. Miałam za mało siły a koń był prawie 15 cm wyższy ode mnie. Westchnęłam i zaczęłam prowadzić konia w stronę stajni.
-Co ty robisz?
-Jak to co? Nie dam rady wejść.
-A poprosić żebym cię wrzucił to nie łaska?
Zarumieniłam się i uśmiechnęłam się do niego. Zsiadł i podszedł do mnie. Chwycił pod kolano i podsadził. Oblałam się kolejnym rumieńcem co nie uszło jego uwadze.
-Musisz się częściej rumienić.
Usmiechnęłam się.
-A to niby czemu?
-Bo Ci z tym do twarzy.
Uśmiechnęliśmy się do siebie jeszcze raz i gdy dosiadł swojego konia, zwróciliśmy się w stronę stajni. Konie stały już spokojne, rozsiodłane w boksach a ja z Damianem śmiałam się w najlepsze.
Tak mijał dzień za dniem.
***
Dochodziła 13 więc czas dać koniom jeść. Chwyciłam za widły i nałożyłam siana do jednego z paśników gdy na pomoc przyszedł mi Sebek. Bez słowa chwycił drugie z wideł i razem ze mną nakładał jedzenie koniom. Z czasem zero wymienionych między nami słów zaczęło mi ciążyć.
-Co dzisiaj robiłeś? - Zapytałam wkońcu.
-Nic ciekawego. - odburknął i machał swoim narzędziem dalej.
Każda następna próba porozumienia kończyła się tym samym, czyli krótką odpowiedzią ze strony Sebastiana.
Po skończonej pracy postawił widły przy boksie z sianem, i już miał wychodzić kiedy do niego podbiegłam, i stanęłam przed nim.
-Możesz mi powiedzieć do jasnej cholery co się dzieje?! - zdenerwowałam się nie na żarty.
-Jak to co się dzieje? Nic się nie dzieje.
-Przecież widzę! Odkąd pojawił się Damian..
-No właśnie, skąd on się tu wziął?! Nie ma swojego domu, rodziców?
-Akurat w tej chwili nie.-krew zaczęła się we mnie gotować, co on sugeruje? - O co ci chodzi?
-Odkąd pojawił się.. on, przestałaś zwracać na mnie uwagę. Z nim oddzieliłaś źrebaka ablo siedziałaś podczas lekcji na hali, zawsze robiłaś to ze mną. Wiesz jak dawno razem nie pojechaliśmy razem w teren? Z nim objeżdzasz wszystkie konie w terenie i na hali. Jemu poświęcasz więcej uwagi!
-Przestań! Zachowujesz się jak dziecko! - powiedziałam drżącym już głosem.
-Wiesz co w przeciągu tych kilku dni bardzo się zmieniłaś. Nie jesteś tą Aśką z jaką zawsze mogłem posiedzieć, pogadać i pprzytulić. - gdy wypowiedział te słowa coś we mnie pękło. Słona kropla zaczęła ściakać mi po policzku. Wybiegłam ze stajni choć słyszałam za sobą krzyki Sebastiana, nie chciałam tego słuchać i wparowałam do siebie do pokoju owijajać się w kołdrą kokon. Szlochałam i rozmyślałam.