Tak, wróciłam z obozu, cała i zdrowa. Nie licząc paru siniaków i uczucia smutku, że już jestem z powrotem. Co tu dużo pisać? Było tak fajnie, że na wszystkie śmieszne teksty nie starczy miejsca. Ale najbardziej zapadło mi w pamięć kilka rzeczy (tak, wiem, rzeczy to są w szafie):
- gwałtowne ataki śmiechu na wspomnienie jakiejkolwiek bryczki
- pięczątki w książeczkach dla "fajnych turystów"
- teoria zamiany ciał
- kartoflisko z Murowańca "ze śpiewem na ustach"
- pizza ze zniżką 40%
- gest kartuszowego w postaci napiwku 0,40 groszy
- kultowa woda truskawkowa ("ale ona naprawdę jest niedobra")
- "wsparcie psychiczne" podczas pakowania polegające na rzucaniu poduszką
- maraton "Gwiezdnych wojen" i Joda z latarką (pamiętajcie, że 1 września oglądamy "powrót jedi")
- pogaduszki po północy
- Amerykański Idiota o 5 rano
- atak sanepidu
- mecz palacze-kadra ("zdejmuj te klapki! musimy wygrać")
- pana "warkocza i niebieskiego monte carlo" (a szczególnie jego ekologiczne poglądy)
- krowy zza okna ("patrz Seba, odwróciła się tyłkiem, to na pewno dla ciebie")
- bilard i koronę na bile ("hej, ty na pewno czitujesz, ta kulka nie miała tam wpadać!")
- ohy i ahy o lustrzance lustrzankowca (tak Ela, tutaj jest sarkazm)
- American Pie do 3 w nocy ("ale to głupi film" "to czemu go oglądasz?" "bo jest taki głupi")
- zgadywanie imion ("to Smoku to nie Adolf?")
- milion kanapek Racucha
Można tak jeszcze wymieniać, wymieniać i tak dalej. Ale w końcu jeszcze ich zobaczę. Przynajmniej niektórych, w poniedziałek na Harrym. Tych najfajniejszych. A resztę we wrześniu.
"A jak coś to spotakmy się na Filipinach" xD