Albo mam dzisiaj dzień ślepaka, albo wydaję mi się, że to zdjęcie jest nieostre. No nic, nie będę się rozczulać. Przedstawia ono (zdjęcie) roślinkę, która rośnie sobie w Dolinie Pięciu Stawów Polskich i była świadkiem grania w makao przez uczniów gimnazjum nr 47. Zazdroszczę tej roślince, że mogła tam zostać.
Dzisiaj kolejny dzień z cyklu "czekamy-do-poniedziałku". Na szczęście ostatni. Jutro już poniedziałek! Napiszę jak było na Harrym. Zakładam z góry, że przyjdzie więcej niż te dwie osoby, które się zapowiedziały. Chociaż właściwie... tylko te dwie wystarczą, że będę zadowolona, bardzo bardzo. Na upartego wystarczyłaby jedna, ale to byłby podtekst. Z resztą, w trójkę zawsze raźniej, no nie?
Nie mogę znaleźć książeczki do naliczania punktów GOT. A właśnie teraz by się bardzo przydała. Za to natknęłam się na moje zeszyty z podstawówki. Jakie ja miałam wtedy śmieszne pismo.
Zamierzam posprzątać antresolę. Miałam ambitny plan zrobić to dzisiaj, ale weszłam, zamurowało mnie, zeszłam i postanowiłam oddalić te działanie do przyszłości bliżej nieokreślonej. Przekopanie się przez nią w poszukiwaniu książeczki utwierdziło mnie w słuszności mojej tezy o zostawieniu tego "lekkiego nieładu" samemu sobie.
Miałam śmieszny sen. Byłam na Titanicu, ale wchodząc do szalupy ratunkowej uświadomiłam sobie, że zapomniałam walizki z ciuchami. I wróciłam po nią. I nawet zdążyłam na tą szalupę. Ambitne...
Postanowiłam wrócić na karate. Nie sądziłam, że kiedyś zacznie mi brakować wrzasków senseja. Ale z reguły ja robię dziwne rzeczy.
"-Hej czy ostatnią rzeczą jaką jadłeś w tym kubku był budyń?
- Nie.
- Ja w swoim tak i teraz nie mogę go domyć.
- Facet, ja wczoraj jadłem zupkę chińską, ale nie mogłem zjeść całej i mam w kubku resztkę zaschniętego makaronu."