Siedzę sobie z Sissi przy otwartym oknie, zerkam na ogródek i niebo, i jeszcze kabel od internetu mi sięga do fotela. W takim momencie świat jest piękny!
Jeszcze ten zapach koszonych pól... hm, I miss you, Summer.
4 lipca 2011, nad Wartą. Jakby nie było, cały ten dzień mogę wpisać na listę najbardziej zajebistych dni w moim życiu, a już finał tego dnia był prawdziwie epicki.
Wciąż duża liczba filmów do obejrzenia... a pozycji na liście rośnie. A czasu coraz mniej.
Chcecie się pośmiać na ostatnim Potterze? Wczoraj znalazłam Janolowi jedyną dostępną online kopię IŚ, prosto z rosyjskiego ekranu. Jakość całkiem całkiem, ale tłumaczenie wydaje się wklejone wprost z google'owskiego translatora.