Wyobraźmy sobie,
że Michael Jackson żyje.
25 czerwca ubiegłego roku trafił do szpitala,
ale wyszedł z niego na tyle szybko i w tak dobrej formie,
by już trzy tygodnie później zgodnie z planem rozpocząć serię oczekiwanych od miesięcy koncertów w londyńskiej O2 Arena.
Wielki sukces.
Powrót króla!
krzyczą już po pierwszym występie największe światowe media.
Po ostatnim triumfujący Jackson ogłasza, że wraca do studia,
aby dokończyć prace nad pierwszą od blisko dekady płytą z premierowym materiałem.
Słowa dotrzymuje
akurat na Gwiazdkę następczyni chłodno przyjętego
Invincible z 2001 roku jest już w sklepach i zgodnie z przewidywaniami przyćmiewa wszystkie dotychczasowe bestsellery tego roku.
Czy tak potoczyłaby się historia, gdyby Jackson nie umarł? Zapewne nie. Nawet gdyby zagrał wszystkie z 50 morderczych koncertów w Londynie, nie wierzę, że słuchalibyśmy teraz jego nowej płyty. Częściowo bowiem ma rację will.i.am z The Black Eyed Peas jeden z tych, z którymi tuż przed śmiercią Michael pracował nad premierowymi piosenkami twierdząc, że Jackson nie dopuściłby do wydania materiału niewystarczająco perfekcyjnego. Pytanie, czy wystarczająco perfekcyjny w ogóle mógłby powstać? Skoro już od lat karmiono nas opowieściami o sesjach Jacksona ze śmietanką producentów i muzyków, a efektów nie było widać, wątpię, by gwiazdor uznał, że właśnie teraz powinien wrócić na rynek.
Inni zdjęcia: ;) patrusia1991gdChruszczyki purpleblaack:* patrusia1991gd;) patrusia1991gdJa nacka89cwaWieczór nad jeziorem andrzej73... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24