(...) Jednak oddani fani Jacksona mają się z czego cieszyć. W przeciwieństwie do większości wydających krążki znanych artystów po ich śmierci odpowiedzialni za Michaela podeszli do swojej pracy z wyczuciem i szacunkiem. Istniało niebezpieczeństwo, że dostaniemy zbiór przypadkowych szkiców lub, co gorsza, kolekcję wątpliwej jakości remiksów wykorzystujących tylko zachowane linie wokalne Amerykanina, tymczasem płyta brzmi jak album Jacksona, i to całkiem spójny. Są tu wprawdzie kompozycje, które sięgają czasów Thrillera, ale większość materiału pochodzi z ostatnich lat. I właśnie w tym problem. Jeśli to najlepsze piosenki, jakie wokalista szykował, aby w glorii powrócić na listy przebojów, śmiem wątpić, czy byłby to powrót udany. Takie Hollywood Tonight czy (I Like the Way) You Love Me to solidne numery, ale gdzie im do najważniejszych dokonań artysty. Najlepsza na tej płycie jest Behind the Mask, kompozycja z repertuaru Japończyków z Yellow Magic Orchestra.
A tak w ogóle wrócić z czymś tak staroświeckim, to jak oficjalnie ustąpić z tronu na rzecz Kanyego Westa.
Bartek Winczewski
Przekrój 52/2010