Los - ten czarodziej zaklęty patrzy na nas z miną pękatego Buddy, w oczach ma błysk tajemnicy - niby Gioconda - nieodgadnięty, a na twarzy uśmiech sympatii, a może obłudy... Niczym Zeus - kusi zapachem niebiańskiej ambrozji życia - słodkej jak wschodnie sorbety, rozkoszą z kwiatów upojnej narkozy lekkiej niczym pieszczota kochanej kobiety... Co chwilę inne cudo oczy nam zniewala - - jak w sklepie perskim - barwne, życiem ożywione... Los pokazuje... lecz kupić nie zezwala, uderzając coraz to w inną ciekawości strunę. I nagle chowa błyszczące tęczą bogactwa zwoje, może i tłumaczy się, lecz wymówka się nie klei... Pod ladę wkłada gwiazdy i marzeń gotowe wykroje, a na pociechę zostawia nam skrawek nadziei...