Eh, od razu na wstępie powiem że to będzie zamulająco-narzekająca notka :P Każdego dopada czasem takie moment co na nic juz nie ma siły, ochoty i jest juz wyczerpany tym całym bagnem zwanym życiem...
Ogólnie humor do bani. Mimo iż drugi dzień poza łóżkiem spędzony w sumie pozytywnie... Rano byłam na zakupach, później byłam u kobiety. Poobgadywałyśmy troche ludzi, ponarzekałyśmy, pozlewałyśmy się i w ogóle spoko było :] Wróciłam do domu, potem obiad i pichcenie :D
Przyjechał mój mężczyzna i spędzilismy ostatnie 2 godzinki razem przed jego wyjazdem :( Heh, szybko zleciało... Myslałam że jakoś się będę trzymać ale niestety troche łez poleciało Kurcze, jak zwykle za późno dotarło do mnie jak pierdolę sobie i innym życie... Mielismy razem spędzić te dwa tygodnie na żaglach... Ale ja musialam wszystko spierdolić... tak mi się strasznie szkoda zrobiło... nie wiem kiedy się teraz zobaczymy... nic juz nie wiem... Chociaż może i teoretycznie część mnie wie co i jak być powinno, ma siłe i w ogóle, ale druga część leje na całe zasrane życie i na i tak już spierdolone wakacje...
Chociaż jeszcze mam jakąś tam nadzieje...
No ale tak jak zaczełam płakac tak juz nie mogłam przestać... odprowadziłam moje kochanie do samochodu i sie znowu rozkleiłam, tym razem przy teściu nie ma to jak wyczucie chwili ^^ jakoś sie tak co prawda niezrecznie zrobiło ale nie było co przeciagac... wróciłam do domu... dalej ryczałam, ale wyładowałam sie w kuchni obierajac kukurydze i robiac sernik
ale przerwa w plakaniu nie trwała długo, bo potem sie obżarłam i źle mi sie jeszcze bardziej zrobiło i znowu w płacz... eh, masakra jakas dzisiaj... rodzina z warszawy przyjechała takze ogólnie zamieszanie jest... wkurzylam sie, zamknelam w pokoju i sącze sobie drinka.... troche mi lepiej, choć nadal smutno :/ eh że tez musze byc tak zjebana na psychice...
tak sobie zaczelam tez znowu wspominac dawne czasy... kurcze, kiedys to bylo fajnie... totalna beztroska, mnostwo energii na imprezy, a teraz dętka totalna... i w sumie tylko bym narzekała...
Kurwa, czy kiedykolwiek bedzie dobrze? czy wyjde tak naprawde na prosta? bo mam dosyc takiego udawania i pitolenia ze jest fajnie... robienia dobrej miny do złej gry... heh... na szczescie najblizszy tydzien zapowiada sie w miare ciekawie, moze choc na chwile uda mi sie zapomniec o tym wszystkim... ale wiadomo ze to nie to samo, jakby ON był obok... i jakby nie wisiało nade mna w kazdej chwili wezwanie do szpitala... heh... chociaz moze lepiej jakby to bylo wczesniej... mialabym szanse wyjsc przed planowanym wyjazdem....
chuj jeden wie jak to bedzie... w chwili obecnej jakos mam totalny zamet w głowie... nic nie jestem w stanie sobie poukładać...
przepraszam was za ta notke, gratuluje jezeli ktokolwiek chociaz dotarł do polowy :P za jakis czas pewnie bedzie lepiej :] musiałam wyrzucic z siebie cokolwiek...
fotka z wolicy 2007... kiedy wszystko wydawało sie takie piekne, łatwe i zajebiste... kiedy jeszcze bylam pełna nadziei na lepsze zycie...