mam dziś ochotę na OOBE, ostatnimi czasy rzadkie i zapomniane. Zmęczenie w połączeniu z bezsennością i myślenie na najwyższych (według nas możliwych) obrotach daje idealną okazję do zmiany stanu świadomości, istnienia obok ciała
choć pociągnęłabym jeszcze długo, wybieram lot - położę się, poczuję strach, wzbudzę wibracje i gotowe, rozłącznie
podejrzewam, że nie wyjdzie, nie dziś, ale lepiej w ten sposób
telewizji mówię nie, wystarczy
dobrej nocy ... pewnie już taką macie, szczęściarze
Odkładam ten sen, odkładam, ostatecznie zasnę nad ranem, nie pobiegnę gdyż obudzę się w upalną porę. A może przeczekam do rana i utrzymam minimalny poziom energii na ćwiczenia? A może, w ogóle, kurczę, pójdę biegać teraz? Nie, mrok i dzikie zwierzęta. Rozstrojonemu człowiekowi trudno jest zasnąć o trzeciej nad ranem. Co będzie dalej...
Dobrze, że nie jest grubo - dobrze dla mnie, bo kogo to obchodzi. Mam dziwny pępek. I plamkę na spodniach!
Oczywiście nie wstałam o planowanej porze, jednak nie zrezygnowałam. Czuję dumę + powera. Moje płuca pocierpią przez pewien czas, zgrzałam się niemiłosiernie. Ale w pierwszym prawdziwym od 11 miesięcy biegu pokonałam w ciągu połowy godziny trasę, z której korzystałam w okresach mojej najlepszej formy. Jest tak dooobrze. Pomijam to, że przez ostatni rok albo nie jadłam, albo rzygałam, i to z taką częstotliwością - nawet sobie nie wyobrażacie. Jakbym uczestniczyła w zawodach pod tytułem "Kto więcej zje i kto precyzyjniej się oczyści". Teraz biegiem próbuję unormować bicie serca. Polecam! To pomoc zasłużona, ułatwienie na które słusznie sobie zapracowaliśmy.
Zaczynam od nowa odczuwać ten niezdrowy schemat w myśleniu
Otwieram paczkę zamówionych kosmetyków, doprowadzam się do porządku i wchodzę w 'aktywny' dzień, pa
od 13 do 1:30 same płyny, zjeść coś? nie wypada