Wyszłam na tym zdjęciu jak taki maciuś. Ok. Chujtojebać.
59 dni, bo północ właśnie minęła. Śni mi się ten trzeci kwietnia już któryś raz, a potem się budzę i obok mnie pluszowy pies.
Bądź moim pluszowym psem.
Myślami jestem już przy powrocie, a tymczasem tyle tutaj jeszcze przede mną. Zdobywam nowe doświadczenia. Uczę się zapierdalać. A, no i jeżdzę pociągami.
Wyobrażam sobie, jak wracam. A na lotnisku czekają na mnie ludzie. I potem dużo kwiczymy, ja pewnie płaczę, bo ja zawsze płaczę. A potem już nie wiem, muszę jeszcze dopracować tą fantazję.
Jaka będzie wtedy pełnia szczęścia, noniemogę.
Nooo, ale taka jest za to cena. Muszę teraz jakoś przetrwać, żeby potem mogło być fantastycznie. No to ok, przetrwam. Najpierw 59 dni, a potem jeszcze trochę.