Ojej... od ostatniego wpisu wiele się zmieniło. Naprawdę wiele. Znaleźliśmy trenera. Sprawy zaczęły mieć sens...
Skopiuję moją jedną odpowiedź z aska, z wczoraj:
Kucynka już 5 dni w treningu. Postępy przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Stoi na uwiązie, ani trochę się nie wierci, podaje nogi (tył tylko pan brał, bo ciężko), jest lonżowana i daje się lonżować jak każdy normalny koń, nawet już skakała na lonży i w korytarzu. Od 2 dni chodzi pod jeźdźcem, wczoraj ja tylko stępowałam (a pan normalnie, nawet galopował), a dzisiaj miałam też kłus i chodziłam drążki. Jutro pan zaprasza na jazdę w zastępie, aż się boję co to będzie...
Pod koniec miesiąca pan planuje ją zabrać na jazdę na halę, a w marcu... na zawody. Nie no, ambitniejszego trenera sobie znaleźć nie mogłam XD Ale chyba ją puścimy, a co, niech nabiera doświadczenia kobyłka :)
A w ogóle to z tym trenerem ciekawa sprawa. My go znaleźliśmy parę lat temu na filmiku z zawodów (na którym jechał na Mufce, klaczce podobnej do Kropki, na której miałam okazję jeździć kilka razy na obozie 2 lata temu i co tu dużo mówić, pokochałam ją, była świetnie zajeżdżona), potem na okolicznych zawodach i chyba gdzieś jeszcze. A potem koleżanka, która pierwsza go w naszej stajni spotkała (bo on dopiero od niedawna jest, wcześniejszą instruktorkę zwolnili), opowiadała mi o nim "no, nazywa się Piotr..." a ja: "no nie mów że Skiba!" I się okazało, że owszem, Skiba...
W każdym razie, jak wynikło z naszej rozmowy przed przyjściem Kropy, to właśnie on zajeżdżał Mufkę, bardzo lubi kuce, nawet z tego powodu się znajomi z niego śmieją ;) Trzeba przyznać, że odkąd przyszedł, w stajni zaczęło się coś dziać. Powstaje hala (malutka, ale zawsze), stajnia na 10 boksów, nowie siodlarnia i paszarnie, dużo się dzieje, konie skaczą, kucyki jeżdżą (mamy 3 ogierki, wcześniej tylko stały w boksach), przyjmuje konie w trening, planuje zawody... długo by wymieniać :)
A to z dzisiaj:
dzisiaj był kłus i drążki, jeździliśmy w zastępie :) Pierwszy raz jeździła z końmi, aż dziwne że nic nie wywinęła. Było w miarę, nie pędziła, wrażliwa na łydki i w pysku, bardzo trzeba było uważać , bo każda gwałtowna rzecz wywoływała bunt. Było też parę wypłochów, ale to dlatego, że rozwrzeszczane dzieci łaziły i jeździły na rowerach ;)
To tu jeszcze fotkę dam z wczoraj, pierwszy kłus na placu. Co prawda na zdjęciu stęp, ale lepszej foty z kłusa nie mam, a dzisiaj nie mieliśmy fotografa ;)
Szczerze mówiąc, to mam nadzieję, że jeszcze jutro galopu nie będzie, zważywszy chociaż na ogromne kałuże na placu...
Postaram się jutro coś dodać, ale nie obiecuję.