Roberta nie znam.
Widziałam go raz na koncercie, na który poszłam tylko dlatego, że Ewa chciała iść.
On był gitarzystą i nie wiedział nawet, że istnieję. Zbytnio mi to nie przeszkadza, wgl mnie to nie obchodzi. W każdym razie tego chłopaka już nie ma. Robert zginął w wypadku w marcu o czym dowiedziałam się dziś czytając gazetę w bibliotece szkolnej. Zastanawiam się dlaczego, więc jego śmierć zrobiła na mnie takie wrażenie i tak mnie przejęła? Nawet się nie znaliśmy, a jego śmierć zabolała mnie bardziej niż powinna. Nie rozumiem.
"To miał być kolejny, zwykły czwartek."