Ciągle rozmyślam o tym wyjeździe, o tym jak będzie, czy wszystko się ułoży, a w glowie wciąż milion pytań na minute... Co? Gdzie? Jak? Którędy iść? Gdzie podążać? I wciąż brak mi odpowiedzi na choć jedno z tych pytań. Nie chodzi o to że mam wątpliwości czy dobrze robię tak postanawiając, tylko obawiam się konsekwencji i następstw.
Wokoło zaufani ludzie wciąż szepczą za plecami, obgadują, krzyczą i krytykują choć znalazło się kilku którzy mimo wszystko podpowiadają że to dobry pomysł. Dodaje mi to otuchy do działania i realizowania marzeń.
Pisałem wczoraj z bratem - Arkiem, zabronił mi myśleć inaczej niż tak by nie realizować swoich marzeń i pragnień.
Szczerze? Wszędze słysze a co z rodziną? Przyaciólmi? Znajomymi?
Nie wyjeżdzam przecież na równik, do buszu, gdzie nie ma zasięgu a laptop zda mi się na tyle ile mam naładowanej baterii.
Przyjaciele owszem są jak najbardziej ważni ale nikt charytatywnie nie kupi działki, materiałów i za sam uśmiech nie postawi mi domu. Niby to tylko zwykłe pustaki, 4 ściany, trochę drewna na strychu i na tym wielki kawał blachy. Ale liczy się wnętrze które wypełni ten dom za kilka lat, ciepło bijące z kominka, szczęscie które można pokroić na tależu podczas wspólnej kolacji, ze mną i mam nadzieję przyszłą rodziną.
do następnej.
Elo.