photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 21 STYCZNIA 2013

Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka.Mimo tego, że była już bardzo stara szła tanecznym krokiem, a uśmiech na jej twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej, szczęśliwej dziewczyny. Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać. Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem. Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała:

- Kim jesteś? Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy,a blade wargi wyszeptały:

- Ja? ... Nazywają mnie smutkiem 

- Ach! Smutek! - zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego. 

- Znasz mnie? - zapytał smutek niedowierzająco.

- Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce.

- Tak sądzisz... - zdziwił się smutek - to dlaczego nie uciekasz przede mną. Nie boisz się?

- A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać,mój miły? Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka. Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?

- Ja... jestem smutny. - odpowiedział smutek łamiącym się głosem. 

Staruszka usiadła obok niego. 

- Smutny jesteś... - powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową. 

- A co Cię tak bardzo zasmuciło? Smutek westchnął głęboko.Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać?Ileż razy już o tym marzył.

- Ach... wiesz...- zaczął powoli i z namysłem - najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi. Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi i towarzyszyć im przez pewien czas.Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem. Boją się mnie jak morowej zarazy. - I znowu westchnął. 

- Wiesz..., ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić.Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać. A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności.

Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału. 

Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać. I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane.

Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez. Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności.

- Masz rację - potwierdziła staruszka - ja też często widuję takich ludzi. 

Smutek jeszcze bardziej się skurczył. 

- Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi.Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą. Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany.Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy. Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany, która co pewien czas się otwiera. A jak to boli! Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy,może naprawdę wyleczyć swoje rany. Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał.Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem. Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia. - Smutek zamilkł. 

Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze,potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem.

Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie. 

- Płacz, płacz smutku. -wyszeptała czule. - Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił. Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam. Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona.

Smutek nagle przestał płakać. Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę:

- Ale... ale kim Ty właściwie jesteś? -

Ja? - zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko jak małe dziecko - JA JESTEM NADZIEJA!