Dzisiaj noc na warcie, nie moę spać.
Wszystko mnie przytłoczyło, problemy małżeńskie, kłótnie w rodzinie i spory...ale najbardziej OCENIANIE.
To jest jeden z tych wpisów które są typowo do wyrzucenia z siebie emocji, lub spojrzenia na nie z innej perspektywy.
Jestem po kilkudniowej wyprawie w rodzinnej miejscowości i już czuję ten oddech toksyków na swoim karku...
Nie mogę oczywiście narzekać bo przecież wszyscy chcą "dobrze" i za bardzo się przejmuje, bo to tylko żarty.. otóż nie.
Nie podoba mi się że wchodzę do mieszkania matki czy siostry i pierwsze co dostaje obuchem że ręcę zimne, że mama nie chce wziać na rączki, że za ciepło, że nie przepajam wodą dziecka, chcę je obrócić po 20 minutch na brzuszek to nie bo za wcześnie-bo uleje, ciul że tak się dzieje bez tego i NAJWAŻNIEJSZE...
- Boli go brzuch i ma problemy z jelitami przez sztuczne mleko
Ja:- Tak, ale dzieci mają takie problemy też przy kp, to niedojrzały układ pokarmowy
- Pewnie tak ale nie w takim stopniu, nie męczył by się tak (w domyśle jakbys sama karmiła)
Pękłam, po prostu pękłam...wstałam dzisiaj do maluszka w nocy i od tamtej pory zero snu, chce mi się po prostu płakać.
Jak okropnie można się czuć gdy masz świadomość że starasz się robisz wszystko co najlepsze dla swojego dziecka, męża czy poprzedniej rodziny a dostajesz cęgi...
I wtedy jak już wszyscy są lepiej przeświadczeni o swojej zajebistości Ty zostajesz SAM. Najgorzej że odkryłam że nie mam nic. Żadnej otuchy, zrozumienia, nie mówię o głaskaniu po główce, żeby było mi lepiej, NIE. Tylko o tym żeby uściski były szczere a nie wymuszoone, żeby uprzejmość i pomoc była bezintereswona a nie z oczekiwaniem odwdzięczenia się..itd
Ludzie zawsze coś za coś, jakie to jest k*rewsko okrutne..
Na prawdę czuję sie zwyczajnie sama, a bycie podporą i przewodnikiem z uśmiechem na twarzy dla swojego szkraba jest jeszcze cięższe.
Więc teraz siedząc przed ekranem i pisząc ten wpis mogę w końcu uronić kilka łez. Żeby nie pokazać światu który mnie otacza jak bardzo czuję się krucha i jak bardzo myśle że zaraz się rozpadnę...
Słowa ranią bardziej jak czyny...
Dzisiaj wracamy do domu do mojej "jaskini" i mąż zaraz wraca do pracy...a ja spowrotem zajmę się wszystkim więc nawet nie będę miała czasu żeby myśleć o tym jak mnie to wszystko po prostu po ludzku boli...umieram wewnąrz...
J