Wkraczając wczoraj ostatni raz w świat fejsbuka, logując się na niego z desperacji, po "mamowym ochrzanie", trzymając nadzieję w tak zwanych "kciukach" caaały dzień i 2 dni, z przyspieszeniem serca rzucił mi się w oczy zalogowany Jimmy. Pójdzie sobie, czy nie? Czy go tak naprawdę nie ma? Napisałam na czacie po prostu smutną minkę ... w realu zakuło mnie serce, a moja mina była zmartwiona, ale takiej buźki na fejsbuku nie sprzedają. A więc smutna minka, a po chwili: "HHHIIIII SWEEETYY :( - ze strony odpowiedzi Jimmego." Wszyscy oczywiście mieliście słodką rację, ja gdzieś w głębi duszy też - po prostu nie mógł być, był bardzo zajęty. Przeprosił. Powiedziałam mu, że myślałam, że się obraził. Zaśmiał się i zapytał: dlaczego?" Najprostsze pytanie mnie zabiło, więc odpowiedziałam, że niewiem, mam dziwne myśli, na co otrzymałam odpowiedź: to nie myśl tych myśli i punkt kulminacyjny, aby mi się zajebiście spało, czyli: "yo todavía te quiero mucho". Rozumiecie oczywiście? - " I still love you very much ". Julien rozpływa się na krześle, a ostatnie kropelkowe pozostałości z jej rąk odpisują, że "ja Ciebie bardziej". Exelent. Obiecano mi, że jutro pogadamy. Jutro, czyli dziś. Dziś jest dziś, odrobiłam lekcje i chyba się nawet pouczę :x dziękuję Wam dziubki ;* wszystkim!
*a na zdjęciu cuducudocudocudowna Miaaaa(dzia)!