W piatek mialem ze znajomymi w pracy takie tam pogaduchy na tematy wazne i malo wazne. Probowalismy tez zdefiniowac (nieudolnie) pojecie szczescia. Nie udalo sie to nam, bo nie ma w moim mniemaniu takiej definicji. Rozmyslanie o naszym temacie deficji szczescia wrocilo dzisiaj w poludnie. Wracajac ze spaceru zauwazylismy dosc spora grupe ludzi. Spotykali po to, by pozegnac swojego kumpla, a naszego sasiada, dobrze mi znanego. Pozostalo mu okolo 2 tygodnie zycia, niestety. Sciskajac mu dlon i przytulajac go do siebie, pomyslalem sobie, ze on juz zna swoja definicje szczescia. Ja jestem wdzieczny losowi (jezeli cos takiego istnieje), ze mialem mozliwosc, z nim sie pozegnac.