"Siedziałam sparaliżowana, czując, że nie ma na świecie osoby, z którą mogłabym porozmawiać, odcięta od ludzkości w stworzonej przez siebie próżni.."
Wczoraj czułam się wyczerpana i zbyt głupia i chora, by być miła i schludna. Nietaktem byłoby czynienie komuś niemiłych uwag w towarzystwie. Jeśli masz pewność swojej racji. I choć ją mam, ugryzłam się w język już tyle razy w ostatnich miesiącach, że sama jestem pełna podziwu o jego obecności w mojej jamie ustnej.
I jechałam tak. Podróż, która trwa cztery minuty, u mnie zajęła całą wieczność. Spojrzałam z szybę, zobaczyłam siebie, bo mrok okrył swoją szatą miasto. Myśląc, że wcale nie chcę tego robić, czyniłam to dalej. Potem złe sny. Sny o fioletowym niebie podczas zachodu słońca i te ponure gałęzie, których tak bardzo się bałam. I stałam tam zupełnie sama. Oczekując, aż to wszystko minie. Aż skończy się koszmar. Ale niebo nie zmieniało koloru, gałęzie niebezpiecznie zaczynały dotykać mojego ciała, łapać za ręce i prowadzić tą drogą donikąd. Uspokajały, że to już niedaleko. A tam doznam cudownego uzdrowienia.
Obudził mnie śpiew ptaków za oknem i moje łzy. Płakałam, bo to co zobaczyłam dalej we śnie, było tak dla mnie ciężkim przeżyciem, że równie dobrze mogłabym nigdy stamtąd nie wrócić.
Wróciłam do ciepła ogniska, piwa, papierosów i radosnych rozmów. Śpiewów, pijanych ludzi, muzyki i wtedy to poczułam. Ognisko paliło ich żale, problemy, rozterki. Oni palili swoje dusze, błagając w ten sposób o spokój i szczęście. Jedni uciekali, drudzy wciąż wracali. Jakby nieznana im siła dyktowała, co jest lepsze, a co nie. Łatwo wtedy poznać ludzi mało interesujących, lub co gorsza mało atrakcyjnych. Atrakcyjność umysłu to to, co mnie podnieca ostatnio najbardziej. Ale nigdy nie udowadniam swojej wyższości i wiedzy, bo zwyczajnie z szacunku do człowieka, nie chcę go urazić. Sama również nie lubię, kiedy ktoś mi udowadnia, że jestem głupia.
Mówię tak, bo brakuje mi bogactwa duszy. Nie chcę, żeby mój umysł stawał w miejscu, oślepiony. Ale bardziej się boję, że zwróci się to w niewłaściwym kierunku.
Więc szłam w tym mroku. Zaczepiali mnie dziwni ludzie. Ale ja posłusznie jak na smyczy, prowadzona byłam to celu. "Boję się." mówiłam, ale to nie pomagało. Czasem nie lubię kolorów. Czasem wole być albo biała, albo czarna. Nigdy między. Zmiany. Zmiany. Chce. Pragnę. W szoku zaczęłam majaczyć. Rzucałam się, rozdzierałam kawałki skóry, wyszarpywałam włosy, wbijałam paznokcie. Raniłam się, bo ból fizyczny jest przyjemniejszy od bólu duszy. "Jak mogłeś?" pytałam.
Stłumiona. Wracałam do swojego ogrodu. A niebo nadal było fioletowe. Gałęzie mniej straszne, ale wciąż nieprzyjemne. Wymazać z pamięci. Zapomnieć.
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24