W szkole pielęgniarskiej nauczono nas jednej rzeczy: wesołe słowa odbijają się wesołym echem w bębenkach usznych. W wesołych słowach są wesołe wibracje. Czy ktoś rozumie ich treść, czy nie rozumie - nie ma znaczenia. Dlatego uczą nas, żeby mówić do pacjentów głośno i wesoło, bez względu na to, czy słyszą, czy nie. Bo na pewno im to dobrze zrobi - mniejsza o logikę.