Chyba ze sto nieodebranych połączeń i tysiąc sms'ów. ''Gdzie ty do cholery jesteś?! Siedzimy z matką u dyryktora. Obraziłeś nauczyciela i uciekłeś z lekcji.''-Brzmi jedna wiadomość od ojca. Jakbym nie wiedział co zrobiłem. Powiedziałem swoje zdanie i to nie mój problem, że ten spocony burak nie może tego przyjąć. A teraz kierunek-dworzec. Wyciągnąłem z kieszeni ostatniego samotnego skręta. Samotnego tak jak ja. Zaciągnąłem się wypuszczając z ust biały dym. Pomyślałem teraz o tym dymie kłębiącym się w moich płucach. Niegroźny deszczyk przerodził się w prawdziwą ulewę. Mokra trawa szeleściła mi pod butami. Zauważyłem Dorotę stojącą w rogu ulicy. Była przemoczona do suchej nitki. Ubrana w krótką błyszczącą spódniczkę, którą podnosiła jeszcze bardziej, by jak najwięcej odsłonić i bluzka, a właściwie siatka pod którą prześwitywały całkiem spore piersi. No i ta bezbłędna czerwona czupryna, oczywiście. Czeka na klientów, rzecz jasna.
-Dasz coś? Zryty dzień.-Mówię patrząc na nią niczym mały bezbronny szczeniak. Czerwonowłosa przewraca oczami i niechętnie szpera w torebce. Podaje mi małą tabletkę. LSD. Uśmiecham się niepewnie. Odchodzę i dziękuje jej skinieniem głowy. Opierając się o brudny kamienny murek, jednym ruchem wciskam tabletkę do ust. Momentalnie cały mój gniew ustąpił. Zastąpiły go kolorowe wzorki migające przed moimi oczami. Zdecydowanym krokiem ruszyłem w stronę mieszkania. Nagle obraz zaczął się rozmazywać. I to nie była sprawka ulewy. Kolory zaczęły znikać. Wszystko wirowało. Poczułem ogromny ból w skroniach. Oblałem się zimnym potem. Musiałem przystanąć i oprzeć się o jedna z ławek żeby znowu złapać równowagę.
-Wszystko w porządku? Halo? Słyszysz mnie?-Usłyszałem donośny głos. Rozejrzałem się. Nikogo przy mnie nie było. Za to głos w mojej głowie stawał się coraz głośniejszy i nie do zniesienia. Poczułem nieokreślony strach. Opanowała mnie panika. Zacisnąłem zęby i powoli szedłem dalej.
-Pomocy.-Wyszeptałem bezgłośnie. Umrę od jakiejś małej tabletki.-Pomyślałem. Czołgałem się w stronę klatki schodowej. Rozłorzyłem się na wycieraczce jak pies, nacisnąłem przycisk dzwonka i czekałem. Otworzył mój brat.
-O mój Boże, wszystko w porządku?-Zawołał z troską.
-Pewnie.-Wycydziłem przez zaciśnięte zęby. Wyminąłem go i zatrzaskując się w swoim pokoju zaryłem głową o poduszkę. Przewróciłem się na plecy. Przed oczyma błyskały mi jasne, niespokojne gwiazdy. Krople potu spływały z mojego czoła. Z oczu zaczęły wydostawać się łzy. Przyciskałem mocno oczy palcami. Tak mocno, że aż bolały mnie gałki oczne. Na ścianie zobaczyłem kościotrupa trzymającego strzykawkę. Kręcił powoli swoją czaszką. ''Idziesz na śmierć''-Powtarzał głos w mojej głowie. Spostrzegłem, że nie mogę się poruszyć. Moja jama brzuszna była otwarta tak szeroko, że mogłem zajrzeć we własne trzewia. Widok jaki zobaczyłem był pzerażający. Z mojego wnętrza wychodziły wielkie owłosione pająki. Łaskotały mnie swoimi włochatymi odnóżami.
-O cholera.-Wyszeptałem. Czułem, że to już koniec.
________________________________________________________
Wraz z rozdziałem przychodzę poinformować, że nie będzie mnie tu przez kilka dni. Spotkałam ''starych znajomych'' i wyjeżdżam z nimi nad morze. Przez te dni też zastanowię się czy warto jeszcze to pisać, bo jak widzę po komentarzach to czytają to pewnie z dwie, trzy osoby.
Pozdrawiam.
Do zobaczenia.
Chyba.