Owinięty kocem przecierałem napuchnięte powieki, które same się zamykały.
-Co z twoimi oczami?-Dopytywała ciotka Ewa. Ostatni raz widziałem ją dwa lata temu na pogrzebie mojego wujka, a jej męża. Nic się nie zmieniła. Krótko ścięte włosy, róż na policzkach i czerwona szminka na ustach.
-W porządku.-Mruknąłem. Mogłem się pochwalić swoim nowym, męskim głosem. Dorota często żartowała, że teraz brzmię jak Elvis. Była totalnie zwariowana na punkcie tego Elvisa. Zdziwiłem się, że nawet teraz, leżąc w łóżku i nie bardzo wiedząc skąd ciotka wzięła się w moim pokoju, musiałem pomyśleć o czerwonowłosej Dorocie. Nawet teraz często rozmyślałem o smutnych oczach Majki. I w ogóle nic się dla mnie nie liczyło oprócz tego towarzystwa narkomanów. Teraz byłem jednym z nich. Po tej nocy byłem szczerze zawiedziony, że jescze żyję. Mimo to, obiecałem sobie, że już nigdy nie wezmę LSD.
Ciotka patrzyła na mnie z troską. Czułem się nieswojo. Podnisołem się z łóżka. Byłem w tych samych ubraniach co wczoraj. Ciotkę pewnie zdziwiło, że spałem w szarej koszuli, bojówkach i skarpetach.
-Do cholery, on ma piętnaście lat, może sam podjąć decyzję! A Jacek? On jest pełnoletni, więc wcale nie musi tu mieszkać!-Usłyszałem skacowany głos ojca. Potem trzaśnięcie drzwiami. Już go nie było. Mówił o mnie. Ciotka udawała, że niczego nie słyszy. Denerwowała mnie jej obecność w moim pokoju.
-Ale urosłeś...-Oznajmiła niepewnie. Pewnie pomyślała, że jestem jakimś gangsterem, bo miałem kolczyk w uchu, a moje ciemne potargane włosy regularnie jeszcze bardziej targałem żelem. Nagle wstrząsnął mną dreszcz. A jeśli oni się domyślają, że biorę? Nie, nie to niemożliwe. Ale po cholerę ona tu przyjechała? Jeszcz raz ostrożnie dotknąłem swojego brzucha, patrząc, czy nie wychodzą z niego pająki. Oczywiście to byłoby absurdalne. Wysoki, szczupły mężczyzna z zaczesamymi do tyłu siwymi włosami wszedł do moego pokoju. Mógł mnieć dwa metry wysokości, albo przynajmniej metr dziewięćdziesiąt. Pomyślałem, że to naprawdę stuknięty facet, bo nie wyglądał zbyt korzystnie z tymi okrągłymi okularami, jak Harry Potter.
-Dzień dobry Patryku, nazywam się Jan Dawor i jestem pracownikiem opieki społecznej-Przedstawił się podając mi ręke. Nie odwzajemniłem gestu. Opieka społeczna. Jeszcze tego brakowało.-wejdźmy do salonu, tam czeka twoja mama.-Kontynuował i machnął ręką w strone pokoju, a ja z przyzwyczajnia, zakryłem twarz widząc podniesioną ręke, tak jak robiłem to gdy ojciec mnie bił.
W salonie matka siedziała na kanapie. Jej głowa bezwładnie zwisała na dół. Płakała. Usiadłm obok niej. Objęła mnie ramieniem, ale odsunąłem się dając jej do zrozumienia, że nie chcę żadnych czułości z jej strony.
-Patryku, wiem, że w szkolę nie idzie ci najlepiej i masz problemy...-Zaczał pan Dawor.-Teraz będe odwiedzał was co miesiąc. Mamy też namiary na dobrego psychologa...-Mówił jakby rozmawaił o pogodzie.
-Gówno wiesz!-Warknąłem, akcentując moją wściekłość uderzeniem o ławę, tak głośno, że aż ciotka podskoczyła. Byłem wściekły. Psycholog?! Moim psychologiem jest heroina. Wybiegłem z bloku, nie czekając na kolejne słowa tego popieprzonego faceta. Nie miałem już siły by ratować moje życie, a raczej co z niego zostało. Ustałem pod blokiem i zacząłem uderzać pięścią w twardy mur. Z mojej ręki trysnęła krew. Przestałem dobiero gdy ból był już nie do zniesienia. Byłem zbyt wściekły żeby płakać. Wziąłem telefon i zakrwawioną ręką wybrałem numer Izy. Wiedziałem, ze ona jedyna da mi teraz mocną amfe, ale wiedziałem też, że nie zrobi tego za darmo. Byłem gotowy nawet pieprzyć się z nią na ladzie w aptece, w której pracowała.
________________________________________________________
Miało wyjść lepiej i ciekawiej. A co Wy na to, abym napisała +18? XD