siedzę sobie i rozkminiam życie. mam jeszcze tyle do zrobienia, do nadrobienia, tyle miejsc do odwiedzenia, ludzi do zgnębienia i alkoholu do wypicia. jestem już taka stara, kiedy ja to wszystko zrobię...muszę się za siebie wziąć, bo przed śmiercią powiem sobie tylko "kurwa, zrobiłam podczas całego życia całe gówno, nie chcę umierać". mam kryzys wieku nastoletniego który niebawem przerodzi się w kryzys zajebanego pracą człowieka który mimo tylu miejsc do odwiedzenia nie będzie miał ochoty na jakiekolwiek czynności życiowe. bo powiedzcie, co my kurwa mamy z tego życia? rodzimy się po to, żeby dać radość rodzinie, zapełnić albumy zdjęciami na których siedzimy nadzy w wannie tylko po to żeby rodzina miała z nas bekę. idziemy do szkoły, zaczynamy uczyć się pisać, czytać, jesteśmy chwaleni za byle gównienko mimo że to byle gównienko jest naprawdę gówienkiem które nawet nie zasługuje na tróję ale i tak dostajemy tą szóstkę bo małe głupiutkie dziecko nie zrozumie tego że wszystkie dzieci mają szóstki a ono jedyne dostało trójkę. rodzice i nauczyciele wspomagają nas jak tylko mogą i chwalą więcej niż uczą tylko po to żeby dziecko miało więcej zapału do gównianego czytania, pisania, śpiewania, kolorowania, odrabiania prac domowych i innych tego typu gówien w których zazwyczaj pomagają nam rodzice, ba, w niektórych skrajnie upośledzonych przypadkach odrabiają nawet całe prace domowe tylko po to żeby wykazać się jakie to ma się zdolne dziecko. głupota. tak więc, po fazie okresu dzieciństwa zerówka - 3 klasa podstawówki następuje podobny okres w którym już nie jesteśmy chwaleni za byle gówno ale niektórzy wrażliwcy nadal czują się gorzej kiedy dostaną złą ocenę zupełnie nie wiedząc skąd się to wzięło, czy z ich skrajnej głupoty, czy po prostu nauczyciel jest zbyt zjebany i niesprawiedliwie ich ocenia. zazwyczaj większość zakłada że to drugie. co prawda, w podstawówce miałam spierdolonych nauczycieli którzy strasznie dużo pieprzyli na temat mojej agresji wobec niektórych rówieśników skurwieli którym nie dało się odpowiedzieć niczym innym, niestety byłam przypadkiem ciamajdy która nie potrafiła być dyskretna w swoich czynach i zazwyczaj wychodziło jak zwykle wszystko na mnie. smutno, jednak po jakimś czasie zmądrzałam i zaczęłam patrzeć na to z innej perspektywy, śmiejąc się ze starych czasów. wreszcie nastaje gimbaza. to jest czas kiedy stopień Twojego wyjebanizmu i pyszczalstwa zwiększa Twoją reputację wśród rówieśników, a ilość wypitego alkoholu podczas jednego weekendu decycuje o Twojej jakże przeogromnej dojrzałości oraz tym jakie to Ty masz problemy miłosne i inne gówna które trzeba zalewać litrami piwa kupionego przez starszego kolegę, które nosi się w plecaku i chodzi pić do lasu żeby "nie mieć przypału" z "psami". piękne kurwa czasy, aż wspomnę o chłopcach wzrostem sięgających mi pod brodę którzy nałogowo palą za "garażami" wychodząc na fajkę na każdej pięciominutówce w kapturze na głowie gorylim chodem, mającym tak bardzo wyjebane na wszystko i wszystkich, no naprawdę podziw dla nich. najczęściej ten okres pijaństwa ustępuje wraz z ukończeniem gimbazy, czasami nawet wcześniej, w niektórych przypadkach męczy Nas dużo dłużej co jest dość uciążliwe, takie zjebanie sobie życia tracąc każdy wolny dzień na "melanżowanie". zaraz po gimbazie następuje liceum/technikum/inne takie, w każdym razie szkoła średnia. ale o tym etapie życia napiszę dopiero za jakiś rok - 2 lata, kiedy zacznę się w to wtajemniczać zobaczę pod jakim względem jest wtedy zjebanie. w każdym razie, dążyłam do tego, że przez całe życie człowiek robi całe gówno oprócz podporządkowywania się innym, wyrabianiu swojej reputacji i dążenia do upragnionego celu. do celu, czyli do czego? właśnie, ciągle za czymś gonimy. idziemy do szkoły żeby zacząć się kształcić, gimnazjum, liceum, coraz wyżej, potem żmudne studia których ukończenie zapewni nam papierek dzięki któremu zyskamy większe możliwości dostania dobrej pracy, do której idziesz żeby zarobić na życie, dom, dzieci, kochanka. coś dla siebie? nie kurwa, bo trzeba zapierdalać. nadal na coś, dla kogoś, w jakimś celu. kupujemy wielki dom, co nam z tego skoro jedyne czynności które w nim wykonujemy to sen, zjedzenie śniadania, potem ileś godzin w pracy, po czym powrót i rzucenie się na łóżko z braku sił przez który nie możemy nawet liczyć na wieczorny seks. po co to wszystko, po to żeby pozapierdalać te 70-80 lat tylko po to żeby zapewnić byt swoim małym pasożytom które jeszcze bardziej utrudniają życie. no i gówno nam z tego wszystkiego. dlatego ja zamierzam zostać niezależną artystką w branży muzycznej, jeśli cokolwiek mi wyjdzie. jeśli nie, sprzedam dobytek i za całą kasę wytatuuję sobie całe ciało i będę się reklamować jak Zombie Boy przy okazji zgarniając za to kasę. jeśli jednak to także mi nie wyjdzie, pozostanie mi tylko mordowanie przypadkowych ludzi na ulicy, następnie udawanie chorej psychicznie osoby, trafienie do szpilata psychiatrycznego i wyżerka za darmo, powinno być ciekawie. tak właśnie widzę swoje życie. kurwa. oprócz tego chcę zostać ćpunem.
napisałam jebane wypracowanie, gratuluję osobom które to przeczytały i bardzo chętnie dowiem się z komentarzy kto to był, bo napisałam to pod wpływem natłoku słów gnieżdżących się w mojej głowie przez cały dzień. najpierw zamierzałam nie pisać żadnej notki, ale rozwijając temat doszłam do sedna. chociaż czy ja wiem, w sumie nie opisałam tego dokładnie tak jak chciałam, momentami zaczynałam się gubić w tym co piszę, ale...nieważne, idę spać bo coś mi jebie na banie, dobranoc :)