Tak się składa, że jeszcze żyję. Co więcej - zaglądam tutaj codziennie, ale prowadzenie czegokolwiek niezbyt mi wychodzi.
Po mało aktywnych i smutnych wakacjach wróciłam ostro do gry. Chociaż mój brzuch nadal jest nadętym bucem bez skłonności do zmian, a tyłek przypomina smętnego naleśnika, to ja sobie macham sztangami, kettlami, hasam po bieżni, naciągam gumy i depczę stepy. Jem owsianki, kurze cycki, nieszczęśliwe warzywka brutalnie wyrwane z ziemi... I choć nie wyglądam tak, jak mi się marzy - kto by się tym przejmował? Przecież fajnie jest mieć cel!