Dziękuje za wczorajsze podtrzymanie na duchu. Nie miałam się komu wygadać, gdzieś musiałam to z siebie wyrzucić. Wczoraj spędziłam dzień w łóźku. Czułam każdy miesień po ostatnim porannym treningu a raczej wycisku. Do tego w końcu pojawiła się ciocia na czerwonym dywanie. Wczoraj poszalałam z jedzeniem, zdarza sie. Wieczorem znów mnie to dopadło, nie umiałam sobie znaleźć miejsca, nie miałam z kim wyjść. O 12 zdecydowała się wyjść koleżanka która ma angine ( kochane stworzenie ) na krótki spacer, by oderwać mnie od tych myśli. Przyszłam i padłam. Wstałam godzinę temu, zabieram się za mate bo wczoraj nie umiałam się skupić. Na 19 do roboty, nie poćwiczę nie mam jak. Siedzę z mokrą głową i jak mi to wyschnie trzeba będzie się zbierać bo jeszcze mam 30 min dojazdu tam. -.- W robocie dziś będzie masakra, także życzę sobie powodzenia :D Trzymajcie się :*