uwaga, uwaga, fikcja literacka. do not believe.
- Masz chłopaka?
Siedział po drugiej stronie, bezpiecznie oddzielony sporą ilością szklanek i alkoholi, a nawet nalewającym piwo barmanem, ale niemal poczuła wódkę w jego oddechu.
- Mam.
W półmroku nie widziała go zbyt dobrze, ale nie mógł mieć trzydziestu lat. Może dwadzieścia osiem. Nażelowane włosy sterczały jak czułki.
- To co robisz sama?
Był zbyt daleko, by mogła to z całą pewnością stwierdzić, ale nie miała wątpliwości, że haczy wzrokiem o wystającą z dekoltu czarną koronkę.
- Szukam mężczyzny odparła z ironicznym uśmiechem i dopiła drinka.
Po chwili znalazł się tuż koło niej.
Przyjrzeli się sobie uważnie.
Miał na sobie pomiętą koszulę w paski i dżinsy. Czarne, kanciaste buty zalatywały marką made in taiwan. Pomyślała, że jego zarost porysuje jej policzki.
- Ile masz lat? zapytał.
- Dwadzieścia jeden rok w tę czy wewtę, żadna różnica, a brzmi o niebo lepiej. Zmrużył oczy z powątpiewaniem, ale nic nie powiedział.
- Gdzie mieszkasz?
- Nie u mnie.
Wzruszył ramionami i sięgnął po jej torebkę leżącą na barze.
- To twoje?
- Tak.
Poszli w kierunku wyjścia, zostawiając na pastwę losu jego niedopite piwo.
W taksówce nie mogła wydusić słowa. Myślała o tym, że robi źle i że facet jest obleśny. Zza kołnierzyka wystawały mu gęstwiny ciemnych, kręconych włosów, które powodowały u niej odruch wymiotny, jednak nie była w stanie oderwać od nich wzorku. Wyobrażała sobie, jak przepocony dywan na jego klatce piersiowej ociera się o jej nagie ciało i co chwila wstrząsały nią dreszcze obrzydzenia, ale czuła, że nie może już zatrzymać machiny, którą wprawiła w ruch. Żałowała, że nie wypiła więcej. Oddałaby wszystko za butelkę wódki. Gdyby wypiła całą naraz, mogłaby stracić przytomność, a wtedy wizja dywanu leżącego na jej piersiach oddaliłaby się na zawsze. Z wysiłkiem odwróciła się i popatrzyła przez okno. Nie miała pojęcia, gdzie jest i mało ją to obchodziło. Z boku zalatywał mocny zapach alkoholu i wody toaletowej z supermarketu. Zamknęła oczy, kiedy ciężka ręka zwaliła się na jej kolano i szybko pomknęła poprzez udo. To przywróciło ją do rzeczywistości i uświadomiła sobie, dlaczego się tutaj znalazła. Paląca pustka między nogami zafalowała, skurczyła się i rozkurczyła, przypominając o swoim istnieniu. Obca ręka, nie miało już znaczenia czyja, pocierała ją przez dżinsy.
Wypadli z taksówki na chodnik pod wysokim wieżowcem. W windzie miała już rozpięty rozporek. Chciał w nią wejść jeszcze na korytarzu, ale przyhamowała jego zapały. Silnie naprocentowana woń z jego ust dodawała jej animuszu. Przestała się bać, poczuła własną przewagę.
Na progu mieszkania stał się znacznie spokojniejszy i cichy.
- Nie obudź moich współlokatorów wyszeptał jej do ucha. Po ciemku przekradli się do pokoju. Ledwie zamknęły się drzwi, już była naga. Cieszyła się, że nie zapalił światła, nie musiała go widzieć. Jego zapach był już wystarczająco odstręczający. Leżała nieruchomo, a jej uda drżały z podniecenia. Ziejąca otchłań między nogami otwierała się i zamykała jak najeżona zębami paszcza. Gdy usłyszała dźwięk naciąganej gumy i poczuła, jak otwór się wypełnia, mimowolnie jęknęła z ulgi.
Dał jej pieniądze na taksówkę. Chciał wziąć jej numer telefonu, ale odmówiła. Nie chciała nawet znać jego imienia, ale sam je podał. Miała nadzieję, że szybko zapomni. Pocałował ją na pożegnanie, wciskając w jej zaciśnięte usta język o smaku strawionego piwa, po czym zniknął za zamykającymi się drzwiami windy.
Wiedziała, że już nigdy nie odwiedzi klubu, w którym go spotkała.
Taksówka czekała. Pieniędzy starczyło nawet na spory napiwek dla taryfiarza. Wysiadła przed domem i przemknęła do swojej sypialni. Tylko tykot zegarów zakłócał ciszę.
Monika spała. Jej kołdra poruszała się miarowo w górę i w dół. Aby jej nie zbudzić, rozebrała się szybko do bielizny i wskoczyła pod kołdrę. Pragnęła się umyć, ale nie chciała narobić hałasu. Postanowiła zaczekać z tym do rana.
Sięgnęła po telefon i położyła go koło łóżka. Zawibrował lekko.
Śpisz, kochanie?, przeczytała na wyświetlaczu. Cisnęła komórkę na szafkę nocną i zakryła się kołdrą, wciskając prawe ucho w poduszkę na tyle mocno, by zagłuszyć własne pulsowanie krwi.