Ziemia. Czarna, przesypująca się między palcami. Świadomość, że mimo iż jest na niej tyle istot, czasem jesteśmy sami. Nikogo, by podać pomocną dłoń. Wściekle zielony, miękki dywan, którzy Matka Natura utkała z źdźbeł trawy. Szeroka przestrzeń, otoczona strzelistymi, starymi drzewami. Cisza. Czyste błękitne niebo snujące się nad miejscem ukrytym przed niepowołanymi osobami. Złudzenie? Wielkie słońce wędrujące po nieboskłonie, obecnie znajdujące się w zenicie. Rzuca ciepłe promienie, by śmiertelnicy mogli się nimi rozkoszować.
Mała dziewczynka. A może już nie taka mała? Długie jasne proste włosy opadające na ramiona i sięgające, aż do łopatek. Jasna cera, jeszcze nie zabarwiona opalenizną. Wiosna. Czerwone pełne usta nieśmiało wyginające się w uśmiech i duże ciemne bystre oczy, które nie jedno chciałyby zobaczyć, poznać. Nadzieja. Nagie kształtne ramiona. Jedwab. Chude ręce, szczupła sylwetka. Nie ma miejsca na brak perfekcji. Biała sukienka. Krótka, sięgające do półuda. Na jednym ramieniu jej ramiączko, drugie zsunęło się, obnażając "idealne" ciało. Taka zawsze chciała być, czyż nie? Naiwna. Klęczy na zielonej trawie z delikatnym uśmiechem błądzącym po twarzy. Włosy muskają jej ramiona. Tak jak do niedawna ON to robił. Pamięta. Rozkosz. Tak bardzo chciała by tam wrócić. Promienie słońca nie zastąpią tego uczucia, choć przyjemnie rozgrzewają ciało, przyjemne dreszcze błądzą po niej. Przez wspomnienie? Niewinna. Właśnie tą niewinność straciła. Nadal jest idealna.