spieczone, wysuszone na wiór wargi,
łaknące wody niczym kania dżdżu.
(nawet dżdż nie zasługuje w tej sytuacji na pogardę,
bo składa się przecież w 100% z wody.)
obolała, ciężka i niemyśląca głowa.
odruch wymiotny na widok wszystkiego, co kształtem choćby przypomina butelkę czy kieliszek.
szczególny odruch wymiotny na widok konkretnych butelek czy kieliszków pozostawionych w pokoju,
aby dodać uroku porannej męce.
wszechobecny aromat bełta unoszący się w całym domu.
pamiątkowe bełciątka pozostawione na podłodze czy w kiblu,
co by człowiek nie zapomniał, skąd ten zapach się wziął.
poranny, otrzeźwiający sms od Judytki:
'umyj podłogi'.
niemożność podjęcia jakiegokolwiek działania,
pomimo najszczerszych chęci i wielu czynności do wykonania.
stan umysłu, o którym wielcy wieszczowie zwykli mawiać,
iż człowiek ma w nim szansę usłyszeć jak rośnie trawa.
(słyszę nawet jak zdjęcia na ścianie wiszą.)
tak kochani,
mam kaca.
Kocham Cię Judyś ;*
'nie ma, nie ma wody na pustyni...
a wielbłądy nie chcą dalej iść...
czołgać się już dłużej nie mam siły...
oh jak bardzo, bardzo chce się pić!'