Zacznijmy od początku. Mam na imię Martyna,mam lat 16. W znacznym stopniu odbiegam od normalności,stwierdzono u mnie głęboką depresję, samookaleczam się oraz mam za sobą przerwane leczenie psychiatryczne. Dlaczego przerwałam ? Bo nie chcę dalej się truć tymi tabsami od lekarza ani slychać tego jak mam żyć od kogoś kto mnie kompletnie nie zna. Tak już czasem bywa.
Kompletnie nie wiem co napisać dalej. Napiszę prawdę. Jestem strasznie zmęczona życiem i dogadzaniem każdemu. Oni traktują mnie trochę jak cyborga,którego nic nie rusza. Oni ? Rodzice, przyjaciele, ON. Większośc z nich nauczyła się,że ja nie mam uczuć,że nie płaczę ani nie cierpię,jednak są w błędzie. Ja czuje dwa razy mocniej,płaczę dwa razy cześciej. Chociaż teraz juz nie aż tak często,bo w lato jest lepiej. A może to nie jest zależne od pory roku, tylko od tego czy ON jest obok ? Chyba to Jego zasługa. Co ja bym zrobiła bez Niego,bez Jego nędzej próby ratowania mnie ? Chyba by mnie już tu nie było. Tylko On nadal zarzeka się,że mnie nie kocha,ale czasem wspomni,że mu zależy. Wtedy zapala mi się światełko w głowie i wówczas staram sie być kiś kogo on potrzebuje. Robię z siebie cholerną idiotkę. A On zdaje się tego nie widzieć i siedzi ze mną jak gdyby nigdy nic, całuje tak samo, wszystko bez zmian. Spierdoliłam. Moja wina, Jestem takim cholernym nieudacznikiem i On już nigdy mnie nie zachce. Po co próbuję skoro i tak wiem,ze nie wyjdzie ? Nie wiem. Znowu zaczyna się noc, to złe. Po raz kolejny nie będę mogła spać i będę powoli umierać,i płakać. Tak robią tchórze i ja,ale momencik,przecież ja jestem tchórzem.