Często teraz podróżuję autobusami. To ze względu na moją pracę i jaki mam dojazd z nią związany, a także z powodu problemów technicznych z samochodem. Ale to nie o tym... do czego zmierzam...
Zdarza mi się notorycznie przyglądać ludziom. Czy to na przystanku autobusowym, czy właśnie podczas podróży. Nie jest to chyba komfortowe, w sumie to sama się sobie dziwię - z reguły tego nie robię.
To zadziwiające wielu ludzi kompletnie nie wie co dzieję się wokół nich. Przed oczami ciągle ten sam obraz.
Wchodzę do autobusu, zajmuję miejsce, włączam ulubioną piosenkę i czekam. Wiem co się wydarzy, widzę to za każdym razem. Inni ludzie wchodzą, zajmują pospiesznie miejsca, siadają i... wyciągają telefon. Do końca ich podróży nie widać niczego poza telefonem. Trwa to 40 minut, czyli całą "naszą" trasę.
Jadąc pewnego dnia do pracy zajęłam takie miejsce w autobusie, gdzie widziałam pionowo przede mną 3 wolne miejsca siedzące. Zajęło je trzech chłopaków w podobnym wieku do mojego. Jeszcze przed zajęciem swoich miejsc zamienili kilka słów. Kiedy usiedli, każdy wyciągnął telefon i przeglądał facebook'a. Trzy jasne ekraniki, które świeciły na ich twarze. Kobieta, która siedziała na przeciwko nich także coś robiła na telefonie. Przez resztę podróży każdy wpatrzony był w ten mały ekranik, który stał się czymś... obowiązkowym, uzależniającym. Wyglądało to komicznie. Całe życie w tym mały urządzeniu.
Nie chcąc być zauważoną, że ich obserwuje zajęłam się sobą. Wyciągnęłam z torebki gazetę psychologiczną i zaczęłam czytać. Od czasu do czasu zerkając na ludzi - czy może jednak coś się zmieniło... Niestety, obraz ukazywał się ciągle ten sam.
Innego znowu dnia, godzina 17:30, tym razem siedząc w przychodni i czekając na swoją kolej, byłam świadkiem naprawdę dziwnej dla mnie sytuacji, która mnie troszkę poruszyła.
Kobieta, matka czekająca ze swoim synem (lat... 10-15?) w kolejce, siedząca plecami do chłopca, trzymająca w ręku telefon i przeglądająca podejrzewam facebook'a. Syn natomiast trzymał w rękach podręcznik do historii.
W pewnym momencie syn zapytał o coś swoją mamę, ale ta... niewzruszona, nawet się nie obróciła, patrzyła nadal w ten mały, świecący się ekranik, odpowiedziała pod nosem "nie wiem". On tylko spojrzał na nią, po czym wrócił do czytania dalej podręcznika.
I tym o to sposobem traci się właśnie kontakt ze swoją rodziną, ze swoimi dziećmi, rodzicami, a kiedy dzieję się coś naprawdę niedobrego - nagle nikt nie wie co się mogło wydarzyć, nikt nie widział nic niepokojącego. Ale jak mieli to zobaczyć, kiedy jedyne co widzieli to ekrany swoich telefonów?
To przykre, że praktycznie za każdym razem, kiedy jadę autobusem czy jestem w jakimś miejscu publicznym - ludzie mają ten sam nawyk. Siadają na wolne miejsca i... wyciągają telefon. Przeglądają social media. Nie widzą nic poza telefonem.
Uważam, że tym sposobem... tracą wiele. Może ktoś zauważyłby kogoś interesującego, uśmiechnąłby się do tej osoby, może nawiązaliby jakiś kontakt, może zawarliby znajomość - taką na całe życie. Nie musi to być od razu miłość... ale może przyjaźń, taka jakiej jeszcze nie znali?
To wszystko już powoli zanika. Ludzie się obawiają. Nie podchodzą do dziewczyny, która im się podoba... Nie... Za to wypisują różne posty na "Spotted" na facebook'u. Szukają w ten sposób kontaktu... zamiast po prostu jak normalni ludzie podejść i zagadać. Mało kto teraz wie cokolwiek o komunikacji między ludźmi. A szkoda.
Refleksje na wieczór. Pewnie mogłabym rozpisać się bardziej, ale uciekam zająć się sobą.
Dobrej nocy!