nie, wcale nie ogarania mnie nastrój melancholii.
raczej dziwnego oczekiwania i lekkiego stresu.
no bo co, cholera, ten pieprzony statek MOŻE zatonąć!
tak, czy nie?
wiem, że może. i właśnie dlatego się martwię.
wyjeżdżam we czwartek (to 2 lipca chyba jest, nie?) i wracam po dokładnie 18 dniach.
nie, nie zdążycie zastęsknić. nawet, jeżeli mielibyście taki zamiar. a w to wątpię.
co do zdjęcia:
nie, nie doszukujcie się rudych włosów, zdjęcie prawie sprzed roku.
to jeszcze był ten okres, w którym miałam choć trochę ochoty na naukę,
teraz - wcale.
i nie liczcie na to, że zostanie tu zamieszczona 'ruda zuzia'. przynajmniej w najbliższym czasie.
kiedy wrócę to, mam nadzięję, będzie dużo zdjęć do wstawiania i jeszcze więcej do opowiadania.
jeżeli oczywiście będzie prąd, bo, według zapewnień mojej siostry, przecież nie ma słupów na morzu!
więc zapewne w/w prądu NIE będzie. (będzie, będzie. jej nie należy wierzyć :-))
więc, pozwolę się z wami pożegnać, bo wątpię, żebym w tym całym amoku i chaosie zdążyła jeszcze usiąść przy komputerze.
życzcie mi tylko udanego wyjazdu. po prostu.
i do 'rychłego zobaczenia'
:-**