siadam posłusznie wewnętrzną siłą zmuszony
na chodniku przy przystanku i wyjmuję telefon aby
przycisnąć klawisz skrótowy dyktafonu
i opowiadać gumowym uszom co się patrzą
na mnie dziwnie tak
minął dzień mi jak ;
wziąłem puszkę życia, rozrobiłem ją wódką
pomalowałem całą powierzchnię wszechświata
niewidzialną wymyśloną obmacaną i cyniczną
farbą
jeśli się mnie dotkniesz teraz
już nigdy nie zmyjesz z rąk tej substancji
ale i tak
już nigdy nie pozbędziesz się z mózgu
tego wirusa
nie wybielisz pamięci z plam mojego
tu bycia
życia miziania płakania
i picia i ćpania
pieprzenia
przepraszam, że nie umiesz mnie skasować
że te wspomnienia powodują
dysfunkcje
nasze wspólne plany nie zaznały spełnienia
tak jak my nie zaznamy
dogłębnie siebie nie poznamy
ale jak mam być kimś dla ciebie
skoro ja nawet nie wiem kim jestem
wejdźmy do koszyczka ze spinaczami
i zakręćmy się wisząc na lince od prania
rozhuśtani przez wiatr