Mogłabym napisać o tym, że mam dość. Albo o tym, że jest beznadziejnie. Albo o moim chujowym nastroju.
Powiem Wam, że tymczasowo mam wyjebane. To znaczy, popłakałam sobie, podołowałam się, posłuchałam 'I can't name you' kilkanaście razy i jest ok. TYMCZASOWO. Jutro się obudzę, powiem sobie, że życie jest do bani, zostanę na 4 lekcjach i pójdę na Wawel z Marcinem i Witkiem (?). Tak. W czasie lekcji będę słuchała muzyki. Na fizyce będę udawała, że interesuje mnie lekcja a tak naprawdę będę odtwarzała sobie w głowie tekst 'let me whisk you away from your doubts and denial'. Na matematyce znowu będę zasypiać, ew. nagle zacznę się śmiać z niczego. Później dowiem się jakie mamy/macie plany na zimę, będziemy się śmiać, i zapytasz co u Bogusi. Ja powiem, że nie wiem i że niezbyt mnie to obchodzi. Tak. Następnie będę miała zawias. Zadzwoni dzwonek. Dowiem się co mam ze sprawdzianu z pracy grupowej z historii. Załamię się jeszcze bardziej. Na przerwie dobierzemy się znowu do jedzenia Agi i Magdy. Na angielskim zapyta mnie milion razy, a po angielskim wyjdę ze szkoły. Następnie powiem coś w stylu ' a możemy iść inną drogą?'. Wrócę do domu, usłyszę 'czemu tak późno?'. Bo tak. I pouczę się na chemię, żeby nie mieć całkowitego przypału w poniedziałek. Wejdę na Facebooka żeby się wkurzyć na Andy'ego. Pójdę spać i mimo tego, że będę na siebie zła, pomyślę o Tobie z milion razy. Bo inaczej nie umiem.